Nadal abstrahując od dramatu wysiedleń.
szymon NGK Magurycz pisze:
Co do atrakcyjności dla niektórych: obawiam się, że należysz jednak do wyjątków Basia. Myślę, że większość szuka tu ciszy, spokoju, pustek (dla mnie pełnych znaków, kamieni, głosów, melodii, modlitw, ślubów, pogrzebów, zwyczajności...),
A nie lepsze jednak coś żywego od przeszłego ?
Ja poznawałam góry w kolejności takiej - najpierw najbliższe mi - czyli Beskid Śląski i Żywiecki z żywym wtedy jeszcze folklorem, potem Bieszczady, potem, pod koniec lat 70 XX w. Beskid Niski a dopiero potem góry Ukrainy.
Po Beskidzie Niskim zaczęłam chodzić z przewodnikami SKPB Warszawa (na pierwszym rajdzie warszawskim na jakim byłam w roku bodajże 1977 moją trasę prowadził Andrzej Wielocha i Bogdan Mościcki), którzy potrafili pokazać przepiękne zakątki poza szlakami, a przy okazji dużo o nich opowiedzieć.
I tak w Beskidzie Niskim zauroczyły mnie te piękne miejsca, gdzie były nieistniejące wsie.
Cerkwie (pamiętam jeszcze chylącą się wieżę cerkwi w Ropkach, teraz - wiadomo gdzie), cmentarze wojenne zupełnie zagubione w zaroślach. Coś o czym "reszta świata" nie miała pojęcia, a co było w pewnym stopniu egzotyczne i właśnie tą egzotyką w jakiś sposób urzekało.
Oczywiście wtedy też dowiedziałam się o tragedii wysiedleń, bo wcześniej była to całkowicie sprawa nie znana. Nigdzie nie można było "oficjalnie" o tym usłyszeć ani przeczytać.
Cały czas jednak czytając coraz więcej, spotykając się z ciekawymi ludźmi, m.in. z Władysławem Midowiczem marzyłam o tym co na wschodzie.
Kiedy tylko stało się to możliwe, w roku 1990 sama zorganizowałam i poprowadziłam jeden z pierwszych "studenckich" wyjazdów w Czarnohorę.
Jechaliśmy zupełnie " w ciemno" na teren istniejącego jeszcze wtedy ZSRR, zupełnie nie wiedząc co nas czeka, może tylko ruiny i zgliszcza.
I tam - zachwyciło nas wszystkich, że o dziwo - ta opisywana przez Vincenza mityczna Huculszczyzna nadal istnieje i jest żywa.
Spaliśmy w namiotach na połoninie pod Seszulem, rano obudzili nas pasterze grając na trombicie o wschodzie, na powitanie słońca, a na dole - morze mgieł w dolinach i tylko wystające ponad tą mgłę szczyty Pietrosa, Howerli i Popa Iwana.
To jest takie przeżycie - raz na całe życie, tego się nie zapomina.
Potem zejście do Bysterca, rozmowy z ludźmi, niektórzy starsi mówili jeszcze po polsku, lub recytowali nam dziecięce wierszyki i modlitwy po polsku.
W ogóle się nie zdziwili kiedy nas zobaczyli, tak jakby 50 lat gdzieś znikło.
Potem byłam jeszcze na Huculszczyźnie wiele razy, w tym roku znów się wybieram.
No i właśnie od wtedy przychodzi mi na myśl - jak wyglądałyby te nasze Bieszczady i Beskid Niski, gdyby wysiedleń nie było ?
Czy bardziej przypominałyby Koniaków czy Libuchorę lub Dziembronię czy Bysterec ?
To jest na prawdę zastanawiające, ale odpowiedzi nie znamy i nikt nie zna.
Jedno jest pewne - zniszczono kulturę, spalono wiele pięknych cerkwi, rozkradziono ikony, ludzi pozbawiono ich dziedzictwa.
szymon NGK Magurycz pisze:
Czuję jednak, że wielu lubi odkrywać tę pozorną pustkę..., jest w tych poszukiwaniach coś co czyni bycie czy bywanie tutaj innym...
Ale na pewno nie wszyscy się tym kierują.
szymon NGK Magurycz pisze:
Faktem jest, że wybrałem Beskid Niski żeby w nim żyć, a nie Żywiecki na przykład, bo tamtejsza gęstość mi nie pasuje...
Ale ciekawe czy Dziembronia by Ci pasowała, bo mi osobiście z wszystkich wymienionych tutaj miejsc - chyba najbardziej.
Inna prawa ze uwarunkowania mam takie, że mieszkam w mieście.
szymon NGK Magurycz pisze:
A co do współczesnych Bieszczadów: to zaczadziałe zakapiorstwo jest koszmarną, nieznośną - dla mnie - karykaturą...
A tutaj to się w pełni zgadzamy.
B.