|
Bohdan Ihor Antonycz
Bohdan Ihor Antonycz (1909-1937), urodzony w Nowicy koło Gorlic, poeta,
uważany przez niektórych krytyków literackich za twórcę nowoczesnej
liryki ukraińskiej.
Uczył się w gimnazjum w Sanoku, studiował polonistykę i
slawistykę na Uniwersytecie lwowskim. Debiutował w 1931 roku, jeszcze jako
student, tomikiem "Przywitanie życia". Za jego życia ukazały się dwa zbiory
poezji: "Trzy pierścienie" (1934) i "Księga Lwa" (1936). Zmarł nagle na
powikłania związane z zapalenie płuc. Po śmierci ukazały się jeszcze dwa
jego zbiory utworów: "Zielona Ewangelia" (1938) oraz "Obroty" (1938). Jego
wiersze w polskich przekładach pojawiły się jeszcze przed wojną. Pierwszy
tomik wydano dopiero w 1981 roku("Księga Lwa" - zawiera wybór wierszy ze
wszystkich ukraińskich tomików Antonycza).
Łemkowszczyzna była obecna w jego poezji, nie tylko jako miejsce narodzin
poety, ale też jako przeciwstawienie dla miasta. Antonycz był bowiem "poetą
ekologicznym", piewcą przyrody, twórcą przerażonym (już wtedy!) postępem
technicznym i związaną z tym degeneracją stosunków międzyludzkich.
Poeta za życia nie doczekał się uznania, na jakie zasługiwał. Przyniosły mu
je dopiero lata 60te. Staraniem Zjednoczenia Łemków w Nowicy odsłonięto
tablicę pamiątkową poświęconą Antonowyczowi.
Elegia o drzwiach śpiewających (fragmenty)
(przekład Piotr Trochanowski, Łemkowie piszą, Wydawnictwo Miniatura, Kraków
1989)
(...)Tu siwe niebo, siwe oczy
wznosi strapiony życiem lud.
Tu słota dudni, szyby moczy,
do rozmów cichość smutek wwiódł.
Pod siwym niebem legła ziemia,
rodząca owies, dziki głóg.
Mchem otuliło ją cierpienie
zadumy pełne, niemych słów.
Jak symbol niepowodzeń pnie się
lebioda-najgłodniejsza z zielsk.
odwieczne niebo i beskresne;
niedola Łemków-wieczna też.
Bogini Łada w czartoryjach
wróży, jak dawniej, chłopcom swym.
W cerkiewkach mirra wzwyż się wzbija,
unosi się modlitwy dym.
Na niebie tylko sine zorze
wysłuchać chcą błagalny śpiew
ludzi bez skrzydeł, nie zawiłych,
którzy, całując w swej pokorze
podnóżki święte-boży gniew,
ustami mdłymi, w czerni pyłu,
jaki na wargach ich osiądzie,
modlitwy ślą do Ojca, Ducha,
by pomógł zdobyć im pieniądze
na chleb, na sól i na siwuchę.
Nie rodzi ziemia, wieją wiatry,
na polu mech jak plaszcz w przyrodzie,
ludziska, jak i w reszcie świata,
rodzą się, cierpią, umierają.
Pożary ciągną i powodzie,
pozostawiając widma zgliszcz,
szaleją wojny, przemijają,
król jeden wczoraj, inny dziś,
lata jak górskie płyną wody
i o zbójnikach deszcz jesienny
wspomina czasem w niepogodę.
Ileż to burz odeszło gdzieś,
lecz ty ta sama i niezmienna,
łemkowska, zagubiona wieś.
tam, niby strzały słowa ślę,
tam się skrzydlata pieśń ma niesie.
Rodzinna wsi - nie wspomnij źle
o życiu piewcy. I uniesień.
I w oryginale
Rizdwo
Narodywsia Boh na saniach
W łemkiwśkomu misteczku Dukli
Pryjszły Łemky u korysaniach
i prynesły misiać kruhłyj
Nicz u snihowyj zawiji
krutytsia dowkoła strich
U dołoni Mariji
misiać-zołotyj horich
Informacje nadesłał: Igor Hrywna
Wszystkie uwagi kierować proszę na adres bartek@beskid-niski.pl
beskid-niski.pl na Facebooku
|
|