|
|
 |
|
Jawornik (opis + foto)
"Wschodniołemkowska wieś Jawornik
w społecznej pamięci dawnych mieszkańców"
Fragment pracy magisterskiejej autorstwa Pawła Królikowskiego
(Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie - Instytut Kulturoznawstwa. Lublin 2006)
Wstęp
Jawornik to nieistniejąca już wieś łemkowska w dolinie potoku dopływającego do Osławicy, położona między Komańczą a Rzepedzią. Przed wysiedleniem była to wesoła wieś licząca około osiemdziesiąt domostw. Życie w górach, trochę na uboczu głównych szlaków, potęgowało wśród mieszkańców poczucie odrębności, a przede wszystkim stabilizacji
i bezpieczeństwa. Taki stan rzeczy jednak uległ zmianie i to bezpowrotnie. Po zakończeniu wojny nastał czas wysiedleń. Miejscowa ludność dostała dwie godziny na spakowanie najpotrzebniejszych przedmiotów i pozostawienie swojej ojcowizny na zawsze. Wieś przestała istnieć. Teraz z traw wystają krzyże, a raz w roku, na wiosnę na krótką chwilę, jak widma pokazują się niemi świadkowie, by znów zniknąć w gąszczu traw i pokrzyw - ruiny podmurówek, studni i piwnic pamiętające dawne życie wsi. Co jakiś czas dawni mieszkańcy Jawornika odwiedzają swoich przodków na cmentarzu, modlą się, odprawiają mszę za zmarłych. Na cmentarzu, który na przekór wszystkiemu jest najbardziej żywym miejscem w tej dolinie.
Taki Jawornik poznałem dziesięć lat temu, przemierzając tereny Beskidu Niskiego i Bieszczadów. Już wtedy zrozumiałem jak szybko odchodzi w zapomnienie historia tych terenów i jak ważne jest, aby za wszelką cenę ocalić od zagłady, choć niewielkie jej fragmenty.
(...)
W trzeciej części przedstawiona jest historia Jawornika. Historia wsi oparta na materiałach źródłowych jest tylko szkicem zawartym w celu zrozumienia ogólnej sytuacji istnienia i nieistnienia wsi. Zawierają one szczegółowe informacje, co do powierzchni, ilości mieszkańców, daty lokacji, systemu szkolnictwa, itp. W dalszej części znajduje się szczegółowy opis obrzędów i zwyczajów zachowanych w pamięci dawnych mieszkańców, Jawornika, którzy powrócili do gminy Komańcza po pięćdziesiątym siódmym roku. Do zbadania części obrzędowej posłużono się kwestionariuszem wywiadu, pozwalającym określić stopień i zasięg występowania niektórych zwyczajów. Pozostała częśc pracy oparta jest na "historii mówionej" pozwalającej wydobyć i docenić zapamiętane fragmenty z życia i postawić je na równi z materiałami pisanymi. Dzięki temu zapamiętana i opisana historia wsi, jej wygląd i zwyczajne życie a także opowieści o nieżyjących już tam mieszkańcach tworzy, swoistą mapę mentalną tej wsi. Pewnym uzupełnieniem i próbą ocalenia wyglądu wsi, jest oprócz licznych i szczegółowych fotografii, mapa, na której zawarto nazwy terenowe używane przez mieszkańców i rozmieszczenie siedlisk i budynków. Do mapy dołączony jest spis gospodarzy zamieszkujących przedwojenny Jawornik. (...)
Paweł Królikowski
Na potrzeby publikacji na portalu www.beskid-niski.pl tekst podzielony został (zgodnie z rozdziałami) na cztery części:
- Historia wsi, Wygląd wsi
- Codzienne życie mieszkańców, (publikacja wkrótce)
- Święta, Wiara, wierzenia i przesądy (publikacja wkrótce)
- Jawornik w czasie wojny, Wysiedlenie (publikacja wkrótce)
Historia wsi
Pierwsza wzmianka o królewskiej wsi Jawornik widnieje w przywileju lokacyjnym z 19 VIII 1546 roku. Osadźcą jest Roman Rusin, syn kniazia ze Szczawnego (Roman Ruthena filio Jarosy Szczawinsky). Jest on potomkiem zrutynizowanych osadźców o wołosko-rumuńskim pochodzeniu z Odrzechowej, gdzie w połowa tamtejszego kniaziostwa w 1489 roku nosiła nazwisko Iaczko allas Moldowszky filius Rączconis. Zrutynizowani potomkowie tych osadników zakładali w ciągu XVI w. dalsze wsie na prawie wołoskim. I tak Krajnik szczawieński zakładał Komańczę a dwaj bracia ze Szczawnego - Łupków. Kniaź ze Szczawnego - Kulaszne, a jego syn wieś Jawornik.72
Zachętą do osiedlania się była wysoka wolnizna. Nie bez znaczenia jest fakt, że we wsiach lokowanych na prawie wołoskim73 nie przewidywano napływu elementu polskiego - rzymokatolickiego od północy. Mowa jest, bowiem w przywilejach lokacyjnych o duchownych obrządku wschodniego, mówiąca z góry o uposażeniu czy obowiązkach księdza np. Jawornik, Kulaszne, Wola Michowa poponi pro eius synagoga. W ten sposób różnego rodzaju dokumenty czy rejestry stwierdzają w nowych wsiach obecność duchownych tylko obrządku wschodniego.74
W Jaworniku obowiązywała tylko dwudziestoletnia wolnizna i prawdopodobnie wcześniej nie było na tym terenie żadnych osad. Dolinę zajęła zwarta grupa dwunastu osadników, a każdy z nich otrzymał 3 łanu do osadzenia się. Lustracja z 1565 roku podaje, że posiadają oni jeszcze rok wolnizny prócz innych osiadłych tam od niedawna. W 1561 r. osiadł jeden kmieć, 3 w 1562 r. i 1 w 1563 r.75
Według Budzyńskiego, w 1785 r. Jawornik liczył 240 mieszkańców. W 1879 r. We wsi mieszkało 355 osób, natomiast we wsi/parafii w 1890 r. 651 osób, a cztery lata później 665.
W 1912 było to 526 osób, z czego 7% - 40 osób na emigracji, a w 1928 r. 561.
Jawornik był wsią o dużym przyroście ludności +32%. Według tego zestawienia w 1785 r. w Jaworniku miało mieszkać 244, a w 1879 r. 355 ludzi. W latach 1890 - 1893 odnotowano widoczne różnice we wzroście ludności. Prawdopodobnie wzrost o blisko 300 osób można tłumaczyć ruchami migracyjnymi. W 1900 r. liczba domów 76 wynosiła, ludzi 476, co stanowiło 6,2 mieszkańca na dom. W 1931 r. Było to odpowiednio 77; 548; 7,1.
Jawornik był średnią wsią. Skorowidz gmin Rzeczpospolitej Polskiej z 1931 r. Podaje, że wieś zajmowała 10,58 km2 powierzchni.
Liczba mieszkańców wsi, oraz przebywających na emigracji. Lata 1879-1912 (wg szematyzmu)
|
1879 |
1890 |
1893 |
1900 |
1901 |
1909 |
1911 |
1912 |
a |
355 |
651 |
665 |
535 |
545 |
566 |
566 |
566 |
b |
|
|
|
490 |
500 |
526 |
526 |
526 |
c |
|
|
|
45 |
45 |
40 |
40 |
40 |
a - stan wiernych łącznie z przebywającymi na emigracji
b - faktyczny stan wiernych na miejscu
c - wykazania w szematyźmie liczba mieszkańców przebywająca na emigracji
1894 r. - brak danych.76
Jawornik, jak i inne wsie posiadał osobne przezwiska. Były one najczęściej obraźliwe lub prześmiewcze. Mieszkańców Jawornika nazywano Boli lub, Bolata, natomiast najbliższych sąsiadów z Repedy - Kania, Kanie, Syr, Syrianie. W Szczawnem mieszkali Kobylanyky, w Turyńskim - Cidylnyky77. Zdarzało się również, że przezwiska wplatano w różnego rodzaju śmieszne rymowanki. I napryklad każde selo miało takoj nazwu. Repediany mały takoj Gani, Kania i my ich tak prezywaly Kania kił zdiłaśia na kił, z kola na jelyczu rozderła śia [sydnycu]. A na nas skazaly Rydzyky, a tam znowu jakeś Kobalanky - ja ne znaju czy na Prełuky, czy na szoś.78
Po wprowadzeniu zaboru austriackiego na tych terenach, władze wprowadziły porządek szkolny mający na celu zakładanie szkół we wsiach i miasteczkach. Najmniejsze, wiejskie szkoły miały być szkołami parafialnymi. Aż do wybuchu I wojny światowej system szkolny kilkakrotnie się zmieniał. Dotyczyły one nazw określeń szkół, typy, organizacja.
W latach 1868/9 wprowadzono autonomię i można było uczyć dzieci w ojczystym języku. Obowiązek nauczania był bezpłatny i obowiązkowy i obejmował dzieci od 6 do 12 roku życia
a pod koniec XIX w. dodano jeszcze 3 lata nauki dopełniającej. Nie znaczy to, że w każdej wiosce i w każdej szkole istniał taki stan rzeczy.79
Szkoły parafialne były najniższym stopniem z ówczesnego systemu oświaty. Szematyzmy diecezjalne dla obrządku ludności greckokatolickiej z roku 1836 informują, że
w Jaworniku uczęszczało do szkoły 31 uczniów. Dla porównania w pobliskim Czystohorbie - 38, Dołżycy - 37, Turzańsku - 13, Rzepedzi - 4, Radoszycach - 22.
Już wtedy zwracano uwagę na niższy poziom kształcenia w powiatach o przewadze ludności ruskiej w Galicji Wschodniej. W nauczaniu pomagały Towarzystwo im.
M. Kaczkowskiego a przede wszystkim aktywnie działała Proświta.80
Według urzędowego spisu ludności, jaki miał miejsce na przełomie XIX i XX w., w 44 wsiach ruskich analfabetyzm sięgał 90-100 procent ludności. Na uwagę zasługuje fakt, że w mimo prawie kompletnego analfabetyzmu, według szematyzmu greckokatolickiego miedzy innymi we wsiach Czystohorb, Jawornik, Karlików, Prełuki, Dołżyca istniały szkoły już w latach trzydziestych XIX w. Na początku XX w. Jawornik wraz z trzema innymi wsiami podany jest jako nieliczne przykłady niewielkich miejscowości posiadających własne parafie
i szkoły.81
Prawdopodobnie w połowie lat dwudziestych XX w. szkoła w Jaworniku mieściła się na plebani lub w wynajętych pomieszczeniach. Wiadomo to ze spisu szkół z okręgu lwowskiego, gdzie na 131 miejscowości powiatu przeważały szkoły drewniane a w 12 wsiach, w tym Jaworniku nie było "w ogóle pomieszczeń na szkołę."82
Dane te, po części znajdują potwierdzenie u informatorów. W latach trzydziestych istniała zaledwie garstka osób, które umiały pisać i czytać a na pewno byli wśród nich samouki. Pojawiały się również informacje o wtórnym analfabetyzmie wśród Jaworniczan. Mij stryko szo ja pry nim sjia wychował to win umił czytaty i pisaty i wczył śia tak, że za try litery czy czotery musił ciły deń mołotyty cepamy. I win to nazywał azbuku. Za jedno azbuku - za czetyry azbuku ciły deń mołotył ćipami. [Uczył go] jakiś w seli był szo znał czytaty i pisaty. I win był już mudry i win ne zabuł, bude kotry jak se nawczyły to zabyły ne czytał, ne pysał i zabuł. I win jak już czytał on był mudrijszy i derwa już sadył prosto jak ja już kazał, że prosto sadył drewa w riady.83
Budynek szkolny powstał staraniem gromady tuz przed II wojną światową, lub już "za Niemców". We wsi znajdowało się też przedszkole. No to to tam była u góry jedna szkoła, ale później pobudowali drugą, taki dom już ludowy jak wy mówicie. Tam występy, tam już scena była. To za Niemca. To ja tam nie byłem, ale były występy tak samo i powiadania i jak ktoś jaką rolę miał tak… no sztuki, sztuki kto jaką role miał musiał tak opowiadać, i ubierali sie tak już inaczej. Kto to lubiał, to sie zajmowali kto to lubiał i to prowadził. Tylko trzeba było ludzi żeby było chętnych i żeby, kto prowadził. A to już gmina... no gromada Jawornik sie zajmowała - ona sie zajmowała, a występy, kto miał do tego zdolność żeby wyłuczyć czegoś. No ja już tego nie pamiętam, ale były występy.
[Nauczycieli] chyba trzy było jak ja chodziłem. Oni mieszkali w szkole. Budynek drewniany wybudowany na szkołe. One mieli tam swoje mieszkanie i zara była ta, taki pokój duży, szkoła i tam uczyli. (...) Wszystko razem [chłopi budowali], wszystko razem 84
[W bibliotece] różne tam były książki, ale same ukraińskie, kto chciał, kto umiał czytać. (...) Może siedemdziesiąt procent ludzi [umiało czytać]. Jak chcecie wiedzieć mój ojciec ani razu w szkole nie był, mój ojciec ani razu nie był w szkole, ale potrafił czytać, po ukraińsku czytać
i pisać, po polsku czytać i pisać i po rosyjsku potrafił czytać. On sie chciał uczyć i umiał. Tak i ani razu w wszkole nie był. I wszystko sobie obliczył matematyke, pole, wszystko, wszystko sobie sam obliczał. Tak i matematyke i wszystko.85
Wyżej. To był ten dom jak sie jedzie do góry od was no to po lewej stronie tak był za potoczkiem już, a po prawej stronie był sad, później tam była przerwa, nie wiem czy tam jeszcze krzyż stoji i zaraz troche jeszcze wyżej i po lewej stronie za potoczkiem tam był ten dom, a szkoła jeszcze wyżej była. I tam później i tam chodzili, ale to było za małe i jeszcze wyżej szła szkoła. Tam była jedna szkoła, jedna klasa i tu zrobili później drugą i tylko do czterech klas była szkoła, a jak chciał iść dalej to do Komańczy trza było chodzić siedem klas. Kto chciał tak, a komu sie nie chciało chodzić to nie chodził. 86
Do szkoły szło śia na sim rokił, ale ja sze ne chodył bo piznijsze zaczełaśia to toj front, zaczeło śia to i ja już ne chodył. Ale ja zapamiatał sobi taki wirsz jak moji starsze dwoje ridnyj sestry bratia wczyłyśia pryszed ze szkoły i ony śia wczyły i niemieckoj mowy też śia wczyły, bo to za okupacji jak Niemci pryszly. Ukrainśko wczyly to a nazywali nie ukraińskie tylko je rosyjskie - ruskie - rusnackie szoś takoho, swidoctwa jak były to jako rusnackie bo to tak ne było wsio unormalizowane jak to i tak że to. Wczyly z Ukrajiny wczytele prychodyly, byly wczyly, de kotry z Ukraijiny (...) Ja tilki pamiataju otcia Złozczowskij win śia nazywał, joho mama była Polka [cerkiew była grekokatolycka i same Jawyrnyczane to byly grekokatolyky]87 Szkoła była na wyżnim kincu. (...), a wirszyk ja ucztyh starszych mojich tych dwoje ridnych sestry brati "mowo ridne, słowo ridne ktoż was zabuwaje toj u hruda na serdeńku tilki kamiń maje. Jak mowu ciu zabuty za słowami tyma my molili sja do Boha szcej dit malyma, to ju mowu my spi (...) naszy roskazaly". To pisał Szewczenko (...).88
No chodyły bo w nas była szkoła. Nazywała sia Drozd nauczytielka taka buła hrubata. No wczyła i po ukrajińsku i po polsku. Polka [ona i nawczyła sia ukraińskocho] no dobre jak no y pysaty i musiał sie deś nawczyty. [A ona wczyła po ukraińsku czy po lemkiwsku] raczej wże po lemkiwske, ja sama wże ne pamjataju jak to buło. Były czotyry klasy, a po dwa rokiw w tretiij i czetwerti.89
Inna nauczycielka nazywała się Wanda Postawska. To była bardzo inteligętna kobieta. Bardzo ludzie w zgodzie żyli Polacy z Ukraińcami, tu nie było żadnej nienawiści, że ten Polak, jeszcze bardziej szanowali Polaka jak Ukraińca, ja pamiętam gdyż miałem sześć, siedem może osiem lat jak był odpust w Jaworniku na Dymitra, to gdzieś było w listopadzie, to każdy ją do domu zapraszał. Bo te odpusty odbywały sie w każdej rodzina w domu robiła, tak zwany prazdnik, to każdy Postawską chciał do domu i ten i ten i ten. Właśnie, bo taka gościna była właśnie. A później drugi Polak to on przystał tam dalej on pochodził ze Smolnika.90
No tam w tym domu, bo tam takie występy byli, tam był taki nauczyciel w szkole, to on uczył takich młodych takie różne występy, jak teraz w telewizji pokazują tak i u nas tak było. Ja sama występowała, to było nas dziewietnaście osób. [Przedstawienia były] Tak jak było
w wiosce. Matka była, ojciec był, mieli córke, potem znowu u drugiego była matka, ojciec, mieli syna i te młode sie zakochali, takie do wesela przychodziło i to, ciotka była w Ameryce i przywiatała do... takie różne, takie życiowe, takie wesołe. Noji przedstawienia było to, tam trzy godziny czy jak a potem zabawa do rana, znów bawili śia, tańczyli. No byli w wioskach taki ludzi co mieli zespół, ale najwięcej Cyganie grali. Jak Cyganie byli, to Łemkowie nie grali tylko Cyganie, ale Cyganie tak grali jak i Łemkowie. [Kto grał lepiej?] O Cyganie sprytni nie takie, żal jak... pięciu osób było to to grali. No to grał Wiśniewski ojciec, co my tam byli, teraz tam sąsiad też Bazyli Domaradz, a ten Karlicki Bazyli też, Ruszcz Pańko też grał.91
Jawornik został rozebrany. Jawornik rozebrało Bukowsko. Bo oni ich wioska była spalona i tu Bukowsko prychodziło i rozberaly domy. Tam przydzielali - temu ten, temu ten, temu ten i rozberali. 92
Wygląd wsi
Dość trudno jest odtworzyć wygląd Jawornika. Przedwojenny charakter istnieje tylko w pamięci jej dawnych mieszkańców, którzy podczas wysiedlenia mieli od kilku do kilkunastu lat. Trochę można podpatrzeć na kilku fotografiach. Część z dawnej rzeczywistości udało odtworzyć dzięki rozmów z mieszkańcami. Wspólnym rysowaniu map, spacerach po dawnych siedliskach, mozolnym dopytywaniu się, kto tu mieszkał, jak to dawniej wyglądało. Stopniowo i powoli z gąszczu pokrzyw i traw zaczął wyłaniać się inny, jakby dawniejszy obraz tej opuszczonej doliny. Powoli wiele zagadek zaczęło układać się w całość jak gigantyczne puzzle. Dolina, w której najbardziej żywym miejscem jest cmentarz, powoli zaczęła żyć na nowo. Kawałki kamieni zaczęły wypełniać się domostwami, a te ludźmi. Z konkretnymi miejscami zaczęły wiązać się konkretne opowieści.
Jawornik był największą z najmniejszych wsi. Dzielił się na Niżni i Wyżni Kuniec, czyli "górę i dół", były w nim cztery karczmy, kooperatywa, czyli sklep gromadzki. Wieś miała swojego krawca, dentystę, położnika, kowala. Były osoby, co przepowiadały przyszłość, co zabierały mleko. Była szkoła i przedszkole, dwa młyny, olejarnia. Mieszkali ludzie byli szczęsliwi. Nyżny Kuniec i Wyszni Kunec, to sie tak naywalo. Buła korczma to tam powyżej nas. [Chto prowadył korczmu] Żyd ude. Nazywaly Srul, a czy Srul? No do Srula jak to, ale ja ho ni pamjataju, że był piźnijsze jak powstał w nas sklep i kooperatywa powstała to win, że ne mał szo robyty na Jawyrnyku i do Bukiwska sia wyprowadył. 93
Wieś jak i inne łemkowskie wsie w okolicy musiała wyglądać dość malowniczo. Chałupę malowało na biało i czerwono. Czerwoną gliną także malowano drzewa owocowe.
Taki dom nasz, takie tu szpary byli, tu było drzewo, a tu takie szpary o jak te, tylko tu tak śia malowało takim białym. (...) Tu było czerwone [belki], bo tu taka jest glina w Jaworniku i tam śia chodziło, kopało i tak śia wysuszyło i potem śia rozrobiło wodą gorącą i śia malowało. Takie o, zamiast farby takie o. A tu sie dawało takie te, bo to jak śia schodzili te drzewa, to był taka szpara i tam takij mech w lesie co rośnie, mech taki zielony i to śia przynosiło i sie suszyło
i tym śia nabijało do tego szparu, no i potem śia gliną zalepiło i tym śia pomalowało. Tu wszędzie [tak malowali], tu w Komańczy. Tu już chyba do Sanoka tak to chyba nie, tylko tu w górach. [Biały kolor] To je wapno, po glinie wapno zamalowało i takie były szpary to zawsze śia na święta na Wielkanoc śia tak malowało przed domem. W środku biało. Wapnem malowało śie biało. No dwa razy w roku malowało śia. Raz na Wielkanoc a drugij był odpust na ósmego listopada Dmitria. 94
Wtedy budowali dom tak. O długi, tu było mieszkalne, takie było jak korytarz, jak teraz wejście, a tu jeszcze, tyż miał taki pokój a tu dalej była stajnia z drugiego końca i takie budowali mieszkania długie. Przed wojną. Razem wszysko. Tu było mieszkalne, tu było jakby powiedzieć korytarz, a ty jeszcze też było takie mieszkanie a tu już była dalej stodoła i dalej była stajnia. Dla bydła i dla owiec była osobna. I owce osobno, kury przeważnie mieli tam gdzie owce, też mieli tam miejsce, gęsi też tam mieli miejsce, ale już tam gdzie owce. A tam gdzie bydło było, to tam było bydło, konie i bydło i świnie. Bo świnie tyż trzmali. No nie każdy, ale kto tego, to trzymał.95 To już nie każda, [chałupa], ale były wzorky, tam różne były i ozdabiano w środku (...) strasznie dużo było. (...). Kiedyś budowali dom, to jednego gwoździa nie było. Jeszce jak nawet mój ojciec budował, jam sie urodził to ji gwoździa mało. Wszystko było z drzewa. Jeszcze tera jak stare domy rozbierają to wszystko dzewo jest. Łaty wszystko było wiercone - kołki, było przybijane, krokwi - wszystko było kołkami. Ściany, ściany budowali do góry wszystko na kołki. Dziury wiercili i tu dziure wywiercili i kołek wkładali jedno na drugie i szło do góry. Wszystko było na kołki. A w chałupie jeszcze mało kto podłoge miał, klepisko normalnie. No tu gdzie my mieszkali było klepisko, ale już dwa pokojiki były zrobione to już była podłoga i piece były pobudowane. A piec był nie taki... no troche większy jak ta lodówka, wyższy trochu był, no ji gdzieś taki. A! Na chleb był piec duży! Nie, ten był tyko do ogrzewania w pokoju, w pokoju do ogrzewania był na zime. A piec był normalnie (...) tam jeszcze czasem widzicie po tych budynkach. Gdzie piec był to górka jest, bo piec był bity z ziemi i murowany tam później trochu był z ziemi, a piec był do pieczenia o - gdzieś tej długości był i tej szerokości. Jak jeszcze był kurny dom to normalnie tu sie paliło, dym wychodził tędy i nad kuchnia był, taki jak powiedzieć o [otwór]. A u nas był już komin (...) a u nas komin był i jusz w tym piecu na przykład o widzi pan to jest taka sprawa tu sie paliło, tu była kuchnia tu było wejście do pieca - u mnie jest tak jak było ustawione w domu i jusz był luft puszczony tak jak w tym piecu, tak i szed do komina, koło pieca szed luft do komina. Jusz było zrobione tak, że jusz dymnie chodził po chałupie, ale pamiętam, że jeszcze tak buło. A fajerki, to jusz była kuchnia (...) piec był tylko do pieczenia chleba, ale to było osobno, kuchnia była osobno. To wszystko razom szło od pieca szło tam i od kuchni później razem szło wszystko w komin, ale fajerki były bo nawet jusz o była chyba ze cztery albo pięć była i na środku jusz była taka mała o, coraz większa, większa i większa.
A garki były, a garki były nie takie jak dzisiaj (...) taki był baniak z żelaza i on był z dołu wąski, szerszy i u góry też troche węższy i jaki był duży, chciała prędzej ugotować, wyciągneła więcej, postawiła niżej, a jak był baniak wiekszy trzeba było jeszcze więcej ściągnąć (...), no ale baniak bez przerwy był zakurzony smarem...
Najczęściej budowali z jodły, z sosny raczej nie budowali, [jodła] wytrzymalsza i zdrowsza, buk nie drzewo - na palenie. Buk na palenie kiedyś był, a świerka mało było. A grab był tyż na palenie. Jedynie jodła i świerka coś tam było, ale tyż brali, też na materiały. (...) bo dawniej dachy były nie jak teraz dotąd, tylko dach były - dalej spadały. To na zime ściany uszczelniali słomą. Wszystko słomą tam snopki i w chałupie było ciepło. A domy jak budowali - takie szpary były troche jak tego w tym w tej ścianie to z lasu mech ludzie chodzili zbierali i mchem, wszystko mchem było zapchane. Każda jedna szpara.
[Na dachach] szczecha, gont też, ale gont to tylko na dole. On był tylko tak, że strzecha całkiem nie zachodziła na dół miejscami. Tylko jakieś pół metra to już był gont. A dopiero przychodziła na to szczecha, także woda jusz kapała na ziemie z gontu. [Zahaty] a to budowane z jednej strony były tylko przed chałupą tam zahaty, tam jusz słoma była napchana od razu w jesieni. A przed chałupa jak już mróz był - przed chałupą to już wtedy dawali ze słomy, wykładali to. A do stodoły, tam było niskie dachy w stodole były (...) to tu to nad wrotami co do stodoły take były jak na zawiasach. Jak chciał w jechać z słomą to musiał to podnieść, bo tak by nie wjechał.
Kiedyś budowali domy, no to dom był o tak tej wysokości, może wyżej, może niżej, ale trochu może niżej był to takie grube jodły były, że ściana wypadła czasami i z dwóch jodeł, z dwóch takich o była ściana. A jak nie to z trzech, to czasto sie zdarzało. No ta potęzne. Wszystko moja-twoja [piła], a nawet i łupali drzewo (...). Piła moja-twoja na dole stało dwóch i do góry jeden, na dole stało dwóch, bo oni musieli ciągnąć, a do góry jeden tylko żeby piłe podnosił do góry o i haratali.96
To z drzewa robili taki element, tylko takie cieniutkie, wspierali tak, takie rusztowanie tak kładli. Jakieś druty wkładali tak żeby sie trzymało i tak, i tak i to kamienie na to kładali [potem same się zaklinowały]. Na tym, po tym wybudowali taki jak mieszkanka małe, spiżarka śia nazywała. Na tej piwnicy była to, taki spichlerz tak. Spiżarka [się nazywało]. Po naszemu spiżarka a po Polsku spichlerz. Pomagali [sąsiedzi przy budowie gospodarzowi]. No już zawsze taki w wiosce był taki pare starszych mężczyzn umieli budować i budowali, pomagali. Tacy pomagali, trzeba było do lasu iść po drzewo to wszystko, pół wioski koni zakładało wozu i jechało po drzewo, przywieźli na tar, do tartaku tam porżneli, tu był tartak w Rzepedzi koło mostu.97
Jawornik tak naprawdę zaczynał się od Górnego Końca. Tam na Waczhliłci były pierwsze numery. Podobno Wachaliwski (Wachałowski) tam się pobudował jako pierwszy
i dlatego numery zaczynają się od góry. Na górnym końcu podobno była też pierwsza cerkiew. Jednak było to tak dawno, że nie widomo gdzie dokładnie stała. Druga cerkiew stała na Dychtiwie, nieopodal pierwszej "bazy"98, na przeciw Plebani. Tam do dziś z daleka widać inny kolor trawy, jakby zaokrąglone ślady po ogrodzeniu i bujniejszą pokrzywę. Ostatnia cerkiew przetrwała do czasów "Akcji Wisła", a blacha z niej podobno jeszcze pokrywa jeden z domów w Komańczy. Dziś w obrębie dawnej cerkwi stoi kaplica, pobudowana staraniem żyjących jeszcze w sąsiednich wsiach Jaworniczan. Co do kolejności powstania jawornickich cerkwi zdania są podzielone. Jednak taka kolejność jest chyba najbardziej prawdopodobna. Nie jest także pewne, dlaczego one powstały w takich miejscach. Ludzie opowiadają o wichurach lub o wirach powietrznych powstałych w skutek palenia się świątyni i o przenoszeniu krzyża z cerkiewnego dachu na nowe miejsce i stawianiu tam nowego Domu Bożego. Trzeba pamiętać, że przy każdej cerkwi był cmentarz. Także niewiadomą jest, który został opisany przez Kolberga, bo wydaje się nie możliwe, że to ten obecny.
Powyżej nowej bazy, gdzie dolina rozwidla się w kształt litery "V", na górce stała szkoła. Tuż za bazą, na przeciw krzyża Pińczaka, niedaleko domu pani Ani było przedszkole, a poniżej kooperatywa - dom gromadzki. Tuż przy nowej bazie na bocznym potoczku mieścił się młyn. Do dziś pozostała niewielka grobla do grodzenia wody dzisiaj wykorzystywana jako mostek. Młyn działał tylko czasami, czyli kiedy potoczkiem płynęła woda. Było to przeważnie dwa razy do roku, na wiosnę jak były roztopy i po ulewnych, jesiennych deszczach.
Ostatnim punktem odniesienia jest nowa baza. Gdzieś w jej okolicy była kuźnia. Możliwe, że i sama bacówka na niej stoi, ale to także jest w kwestii przypuszczeń.
Kowale byli, takie Łemkowie byli. Robili tam pługi, takie ostrzyło śia, takie nóże, takie czeresło śia nazywało co tak podrywało ziemie, a drugie takie lymisz też tak szło na przód i przy tym jak orali, bo taki ciągnik nie ciągną tylko koń i płóg był. [W którym miejscu była kuźnia?] Tam gdzie mieszkacie, tam był i młyn. Teraz [baza], tam za cerkwią. Tam zaraz jak ta baza jest i zaraz tam na drugiej stronie, tam taki rów był, tam woda szła. To tak jak było sucho to mieliło sie bo nie było wody, to tam takiej rzeki nie było tylko tam woda na wiosne jak śnieg schodził, jak deszcz padał no to wtedy czas. To nawet tego Onyszkanycza Pawła stryjek miał ten młyn.99
Kolejnym miejscem, stałym i wciąż używanym jest cmentarz i stojąca powyżej kaplica. Obecni Jaworniczanie zbierają się tam, co najmniej raz do roku na "prazdnikach", na których odprawiają mszę a zmarłych. Cmentarz jest wciąż używany. Poza cmentarzem, za rzeką na olbrzymiej skarpie rośnie las. Zwyźli. Zwyźli, bo zwozi, czyli ziemia spełza czasem. To miejsce spełniało podwójną rolę - jako bogactwo grzybów i barometr. Jak Zwyźli szumią to będzie padać.
Po wyjściu z lasu idąc od cmentarza, po prawej stronie za chałupą Michała Pińczaka było miejsce na rzece gdzie odbywał się Jordan. Dalej po prawej za rzeką była droga na Kapczanki a dalej na Pasiki. To przy tej drodze po prawej na zboczu była dawna cerkiew a poniżej jej cmentarz. Tuż koło tego miejsca, przy rosochatej sośnie znajdowała się stara baza. Stamtąd, gdyby można było cofnąć czas zobaczylibyśmy zabudowania Niżnego Kińca. Od Plebani po Berech. Niżej przy białym krzyżu znajdowały się na przeciw dwie chałupy, jeszcze niżej koło pszczelarza jeszcze dwie. Według jednego informatora w tym miejscu na rzece, co najmniej jeden raz odprawiano Jordan. Za pszczelarzem była i do dziś jest młaka - czyli podmokła łąka. To tam jedenastego września spaliła się chata Stefana z Młaki od zapalnoj kuli, a Wojsko Polskie śmiertelnie raniło Andrzeja Pińczaka. Idąc dalej mijamy Perednie i Zadnie Kamienia, na prawo Łazok. Tam od Łazarowej chałupy można by zaryzykować stwierdzenie, że zaczynał się główny Jawornik. Trochę powyżej jego chaty, w bocznym potoczku znajduje się słone źródełko, do którego uciekały zwierzęta. A tam za laskom na liwo to był Roślak to było take źródło, żerło, szo tam iszła woda stoho mineralna tak szo jak korowy deś ktos zhubył, to korowa tam iszła i pyła [sołona wada] i tam pyła, znaczyt jak pastuchy pasły korowy, no korowa neraz do zbirza piszła, raz piszła do wiwsa, do przenyci, a czastoj szła tam właśni i tu wodu pyla. 100
Poniżej Łazara znajdowała się zapora i młyn. Obecnie nieopodal poszerzana jest droga, składowane są dłużyce, a wszystko zarosło młodnikiem. Tutaj, na przeciw tamy przy drodze znajdował się pierwszy krzyż we wsi. Obecnie jego zamiennik przybity jest do drzewa. Inaczej stać by musiał na środku drogi. To przy tym krzyżu proszono Boga o ochronę przed wrogiem, mieczem, ogniem "ziemiotrzęsieniem". Cóż, chyba Bóg nie wysłuchał, przyszedł wróg i zabrał wszystko - powiedział jeden z dawnych mieszkańców. Od tego miejsca wszystko, co było po lewej stronie potoku prawnie należało do Rzepedzi. Nie licząc Chałupowej Kiczery - las nad krzyżem i drogi, która była już zajeżdżona i użytkowana przez Jaworniczan. Podobno kiedyś wszystko po grzbiet należało do Jawornika ale po długich walkach z Repedianami może
w osiemnastym stuleciu granica między wsiami oparła się o rzekę. Niżej w kierunku torów było prawdopodobnie jeszcze jedenaście gospodarstw. Najliczniejsze skupisko tworzyły przy torach - cztery chałupy, w tym jedna, która istnieje do dziś. Dalej w kierunku Komańczy, przed mostem mieszkał Żyd Gruber. I tak wyglądał w skrócie dawny Jawornik. Zupełnie inaczej jak dziś. Ponieważ obecnie jako tak zwana "osada leśna" skupiony jest głównie przy drodze i jest to kilka domostw.
Dawni mieszkańcy Jawornika, opowiadając o nim swoimi myślami idą jakby w drugą stronę. Większość na "prazdniki", czy na spacery idzie do dawnej wsi od Rzepedzi, czyli od dołu. Tak też będę przedstawiał wspomnienia o wyglądzie poszczególnych części wsi.
Z częścią mieszkańców lub domostw wiążą się odrębne historie lub opowieści. Z pewnych względów nie będę ich rozgraniczał, gdyż tylko wtedy będą tworzyły spójną całość wyglądu Jawornika. Takiego Jawornika, jakiego ja poznałem, albo, jakiego pozwolono mi było poznać.
Ichaszczyk Roman Mikołaj. Nazwisko było Roman, a Mikołaj było imie i on tu mieszkał, później jak nas wysiedlili to ten dom został zniszczony i on tu chciał koniecznie to odzyskać ten plac i nie było żadnego sposobu. Ale tu jedna Żydówka z tych okolic tu została, on sie bardzo dobrze żył z tymi Żydami, wi pan i ona miała tutaj gdzieś kawałek lasy na Koguciku i ona miała możliwość odzyskać, ale las nie mogła odzyskać tylko gdzieś tu jakieś pole. I on ją prosił, żeby to wzieła, a o od niej to odkupi. Ona mówi to jak ja będe ci sprzedawać twoje, ale mówi ja będe z tego zadowolony, że innego sposobu nie mam żebym ja to wykupił swój plac. No i ona tam wzieła od niego pare groszy. I on tu pobudował. On już umar, tu było - wojskowa baza stała i tu było dużo kamienia nawieźli jak to wojsko utwardzili teren. To wojsko budowało droge. No ale on to od niej kupił, ona może, tu bardzo mało Żydów zostało sie z tej okolicy, bo proszę pana mężczyźni rozkopywali - tu mi opowiadają ludzie, bo ja tego nie znam wszystkiego, że rozkopywali droge do Turzańska bo szła droga do Turzańska szła rzeką, było zastawała taka góra i Żydzi to rozkopywali i podobnież później wszyscy ci Żydzi zgineli w gecie w Zaslawiu. Tak opowiadają ludzie. A ta jedna sie została pani i to właśnie… tu kogucik ten las, ona miała część tego lasu. (...) A tam wyżej to Sokoliska są, tak nazwali Sokolyska.
Ten dom co tu stoji też należał do Jawornika, to było mojego ojca plac. On miał sie budować, ale później ta zawierucha wojenna, on poszed walczyć po stronie niemieckiej tak sie jakoś złożyło i zaginą i mojego stryjka kolega naglił żeby mu ten plac sprzedał, nie wiem jak to było i później on sie pobudował, on sie nazywał Babiak Michał. No i tu pobudował, ale później po wysiedleniu to dom ten został zniszczony.
A tam dalej przed mostem, po lewej stronie przed mostem mieszkał Żyd Gruber. On sie nazywał Gruber. I była taka przepowiednia, w Jaworniku, że Jawornik będzie spalony bez ognia, że ludzie będą rozsyłani po całym świecie, że pare osób sie tylko wróci do Jawornika. Tylko dwie osoby sie wróciły do Jawornika. Wrócił sie ten tutaj Roman i pani Wiśniewska, co tam mieszka, to ona pochodziła z Jawornika. Tylko dwie osoby na te tereny z Jawornika sie wróciły. (...) ten Żyd był Gruber i już tak nazwali most Grubera, bo on tam mieszkał koło tego mostu, przed samym mostem po lewej stronie. I będzie wielka wojna, a tak mało ludzi sie z tego terenu zostanie, że sie zmieszczą właśnie pod most grubera. (...) I że jeden dom zostanie sie z Jawornika tylko. A tak zostanie sie wszystko spalone bez ognia. To było rozebrane, on
w takich przenośniach mówił.
I został sie tutaj ten dom jak pan widzi niebieski kolor (…) i ten dom nazywali Miszko Styrnia. On sie nazywał Miszko Styrnia, a pisał sie… [Stąd Miklaszki] i ten dom sie został. No stał dom, już dach był jednostronny, bo dach był uszkodzony, zniszczony i ten jeden dom sie został proszę pana, jak on prawde przepowiedział, a on czytał Psałtyrie taką książke i on to wszystko opowiadał, ale ludzie w to nie wierzyli, bo przecież z dziada pradziada mieszkali na tej ziemi, kupowali, ktoś pojechał do Ameryki to kupił brony, kupił kawałek pola i tak sie stało. To była jakaś ksiązka, ja nie wiem co to była za książka, tak mówili, że Psautyrie. Ja jego nie pamiętam, ale mi opowiadali moja babcia. [On mógł żyć] siedemdziesiąt - osiemdziesiąt lat temu. I on tak pas krowy z takimi młodszymi pastuchami on im to opowiadał, ale oni to nie słuchali, co tam dziadek opowiada żeby byliśmy tu stąd wygnani, czy wysiedleni, że spali sie bez ognia nasz dorobek.
Za Austrii były dwa tory, za Austrii budowali i to tylko łopaty mieli i... To mówili ludzie, że tu na szarwar tak zwany Niemcy zakazywali, z każdej wioski musiał iść po jednej osobie z domu i właśnie łopatami, kilofami te skały łupali, jeszcze klinami, polewali wodą, nie było tak, może tam troche trotylu mieli też.
Od tej rzeki w tą strone to Jawornik, po rzeke tamtą, po tamtą Osławe, Osławice. Aż tam po most i tego. Tylko [tutaj jeden dom] i tam drugi, tylko tyle i tam Żyd mieszkał Gruber.
A tu pamiętam jak byłem chłopcem, jak my tu sie przychodzili kąpać to tak dużo ryb było, taka ławica jak przyszła, tak zwane maryny, te jelcze z tymi czerwonymi oskrzelami to ręke wystawił, można było złapać ale myśmy tego nie łapali, bo to mówili, że to ma dużo ości, tylko pstrągi łapali takie. Tu był tylko pstrąg a tu w tych rzekach dużych, większych to były te... maryny.
Tu jest droga do Jawornika. Tu mieszkał Petro Kość. Kość to nie pochodziło od kości tylko od Konstantyna. Tutaj to mieszkał Kość a dalej tu co panu pokazywałem ten Miszko Styrnia, co jego dom został, przetrwał do sześcziesiątego drugiego roku nawet dalej przetrwał, to tu mieszkał Stefaniuk Miszko. Jego przydomek miał Miszko, on miał na imie Michał a nazywali Miszko. A dalej tu mieszkał Jawornicki Iwan. Tutaj zaraz za tym mieszkał Jawornicki Iwan i później tu w strone Jawornika to mieszkał (...) to Iwan Kość tam dalej mieszkał, a póżniej dalej mieszkali dwóch Domczak Iwan i Domczak Stefan, a tam dalej jeszcze mieszkał Wasylyszyn Josyf - Waylyszyn Józef tam nazywali przydomek miał s kuta to z konta to dlatego, że był tam taki las duży i on mieszkał tam, ja tam uważam mieszkał w tym koncie, co był tworzony przez las.
Cerkiew w tzrydziestym czwartym roku była ogrodzona pierwszy raz, troszke widać tak niewyraźnie parkan i mój stryj nawet dość znaczną sume dał właśnie na to. A ludzie to tak handlowali, chodzili na Słowacje i kupowali pieprz, wstążki. Tutaj kobiety jak szły do cerkwi, to takie piękne stroje miały, kobieta nie dojadła, ale musiała sie ładnie ubrać. No teraz tak samo jest, panny sie ubierają no wiadomo żeby sie spodobać to już tak jest. I handlowali, to nie wolno było, no bo ta milicja ta taka, zabraniali, tak jak teraz zabraniają. Mój tato też handlował, buty kupował. Tam były buty dobre, tanie były na Słowacji, pieprz, wstążki różne. Mój tato nie pasał krów tylko jemu koledzy pasali, koleżanki a on za ten czas poszed na Słowacje, tam sobie nakupił różnych rzeczy, jak dał tam jakąś agrawke czy coś, że mu paśli krowy, on na tym skorzystał i ci byli zadowoleni, że wstążki kawałek dał. Później tak sie złożyło, że tato walczył po stronie niemieckiej i zaginą jak to mówili na Zakarpaciu i on zaginą i ja dostawałem za panowania Niemieckiego ja dostawałem, mama dostawała na mnie zapomoge od Niemców. Niemcy bardzo dbali o swojich weteranów, bo był jeden taki inwalida z austryjackiej wojny, był ranny w noge, to on sie śmiał, on miał wspaniałą rente austryjacką. On móił ja służyłem
w wojsku wspaniałym a wy z tej radzieckiej armii to przynieśli ze sobą tylko szczudła i szynel
i płaszcz i tyle. No później jak sie zapisał do Partii to dostał tam taką małą ręcine, że, ale zawsze to pare groszy dostał. A kto sie nie zapisał do Partii to nie dostał, albo jak poszed na współprace to też dostał pare złotych. Ci co wrócili z radzieckiej armii.
Nie wiem ile było żydowskich rodzin, ale oni sie wyprowadzili jeszcze przed tym jak tu Niemcy wkroczyli. Tak mi kuzyn opowiadał, bo ja nie pamiętam. Ja nie wiem gdzie sie wyprowadzili.
Tu na tym placu mieszkał Petro Kość. O tu jak ta równina jest, to mieszkał Petro Kość.
Pamiętam jak tu byłem chłopcem to myśmy tu przychodzili starsi, bo ja byłem takie
o małe, starsi chłopcy mieli szesnaście, siedemnaście lat to jeździli na takim, była taka drezyna na torach, była z boku postawiona. A to nie wolno było tak jeździć, bo to można było wypadek spowodować, ale jednak byli tak odważni i brali sobie i tą drezyną jeździli. Z górki popchali, ono gnało jak tego, ale jakoś tak i kolejarze na to oko przymróżali. Chcieli sobie pojeździć, takie sobie rozrywki robili.
A tu sie nazywało Medżypotok, Medżypotoky. Tu jeden potok płyną, ale nazywali Medżypotoki. Że niby między potokami.
Tutaj mówili, tam dalej, że gdzieś straszyło, jak wieczorem szli gdzieś ludzie to straszyło, jakieś płacze były jakieś... a w jednym miejscu był taki pień, że wieczorem sie fosfor, dużo miał fosforu no i po prostu świecił sie. No to ludzie już myśleli, że to coś straszy a to fosfor był i tak sie świecił.
U nas to nazywali hać tak jak by zagaca, po Polsku znaczy, ze zatrzymać, to nazywali hać, Romanowa hać.
Tu taki jeden był chłopiec ułomny taki, taki troszke i na umyśle nie był specjalnie, no ale chodził taki pokrzywiony ale był tak mocny, że jego żaden chłopiec nie przewrócił. On każdego rzucił na glebe. Taki mocny był a zdawało sie ledwie po prostu chodził, tak kulał, ale
w kręgosłupie jakiś taki był silny. To pamiętam, że z nim sobie nikt nie poradził.
A tu właśnie gdzieś w tym miejscu właśnie było zwalone drzewo, co burza zwaliła ze starości i ono właśnie wydzielało ten fosfor. I to ludzie uważali, że to straszy. I były miejsca, że straszyło tesz. Tam było jedno takie miejsce tak zwana Deber, to taka skała była i mówili jak ktoś szed w nocy, to słyszać było płacz dziecka, że mówi jakaś kobieta rzuciła dziecko do tej skały i to był jakiś taki duch, że sie odzywał, słychać było płacz dziecka.
Jak żołnierze UPA szli i to w nocy, to brali właśnie sobie takie kory, które świeciły i na plecy wieszał, jak szedł jeden za drugim w nocy, to ciemni było po lasach i potem fosforze poznawali sie.
O tu sie utopiło dziecko gdzieś tu w tej rzece Domczaka Iwana dziecko, jakoś poszło od domu… no poszło jak to dziecko i tu sie utopiło w tej rzece. Nie tu nie straszyło. Tu taki ładny wodospad jest. Ale zarosło, już nawet wodospadu teraz już nie widać.
Przez tą góre jak szed prosto to zaszed do Rzepedzi, do wsi Rzepedz. [A tam? Po drugiej stronie] To można było zajść na Kut tam, co mieszkał ten Skuta.
Briamkowa Zahoroda, to było, tak sie nazywał Briamka z wsi Rzepedzi i on tu miał zagród. I też Briamka miał pole tu gdzie stoją te bloki wysokie po lewej stronie w Rzepedzi, tam gdzie zaraz Żyd miał karczme i miął łaźnie, to tam też było pole Briamkowe. Ale to nie było Jawornika, to należało jeszcze do Rzepedzi. Po rzeke, po rzeke, tylko ta droga była już zajeżdżona i to już używali ją mieszkańcy Jawornika. I korzystali z Jawornika ludzie, ale to należało teren należał do Rzepedzi a za rzeką już do Jawornika. [Kiedyś tereny Jawornika należały aż] po grzbiet, tak opowiadali starsi ludzie i była taka ustawa, że ma przykład jak drzewo spadło z Jawornika spadło na strone Rzepedzi, do trzech dni jak nie usuneli tego drzewa właściciele, to już po trzech dniach przechodziło na te. Też mieli swoje prawa. [Około 1880 lat bili się o te tereny Jaworniczanie z Rzepedzianami]
Tutaj był taki plac, co zarosło i tu stały te niemieckie samochody. Ta droga jest teraz podwyższona a wtedy była, troche niżej. (...) Niemcy byli bardzo bojące. Niemiec wieczorem do lasu nie poszed, bo sie bał, bo on miał dobrze. A Ruski żołnierz on nie patrzył, Za Rodinu Stalina to on życie oddał, u nich była taka wiara, ze jak on zginie, po trzech dniach wstanie i idzie dalej wpierjot. No i za to takie osiągali zwycięstwa Ruskie. Żołnierz niemiecki miał pod dostatkiem mięsa, miał czekolade, nad czekolade, bo to czekolada to jest zdrowa, cukierki miał, to on sie bał. A Ruski sie nie bał, co mu miało przepadnąć. Jak mu powiedzieli słuchaj zdobędziesz tą miejscowość, to jedzenia dostaniesz do syta i dziewczyny bedziesz miał jakie bedziesz chciał. No i żołnierz szed.
A tutaj była Ichaszczykowa Hać tu w tych zaroślach i nie wiem, co on miał, miał tartak czy miał młyn. Tu sie właśnie chodzili chłopcy kompać. Icaszczyka Roman to było ten dom był, co on pobudował a tu jego brat miał, tu jego brat Andrij, Ichaszczyk Andrij. I on właśnie miał tutaj tą tame tutaj miał. Tu sie chłopcy chodzili kompać.
Ja tu zrobiłem ten krzysz, tutaj było drzewo tutaj na rowie, ale że poszerzali droge i leśniczy, któryś i dał jednak przybił, zrobił po katolicku, po chrześcijańsku i przybił go tam na tym drzewie. A to tak na wsi były, jak sie wchodziło do wsi to tak były takie krzyże. I to zawsze sie modlili przed tym krzyżem, żeby Bóg zachował przed ziemiotrzęsieniem, przed napaścią wroga, przed napaścią miecza, ognia tak sie ludzie modlili w takich tych. Ale jednak Bóg ja wiem, jakoś nie wysłuchał. Przyszed wróg i zabrał wszystko całkowicie i tego.
[W tym miejscu zaczynał się Jawornik.] Jeszcze nie całkowicie. Bo tutaj mieszkał Łazar, Łazar Tymko chyba a później już jego syn Iwan, tu był właśnie pierszy dom taki. Pamiętam jak Ruskie czy ktoś zostawili osła i mój stryjek tego osła złapał i później dał jemu. To on zrobił taki mały wózek do tego osła i tym osłem. A później sie oźrebiła ta oślica i miała takiego małego osiołka i on go tak ładnie przybrał.
A tu sie nazywało Zadnie Kamienia ten plac, tu pasaliśmy krowy, tu nam często krowy wychodziły w góre, tam a tam owies rós. Tam u góry nazywało sie Ozerne, tak część do Łazara a dalej do mieszkańców z Jawornika, znaczy już do prywatnych gospodarzy. Tutaj pasaliśmy krowy i tu był równiutki taki plac jak na stole. No wilki dużo szkód robiły, bo nieraz wpakowały sie w owce, to tam wybrały owce. Tu było Zadnie Kamienia a tam dalej będzie Perednie Kamienia.
A ta rzeka jak kiedyś płynęła tak i teraz taka równa tu i teraz taka jest równa, ma twarde podłoże i... często raka można spotkać w tej wodzie. Tu zawsze taka była skarpa. Tą drogą do lasu i przez las do Rzepedzi. Ja pamiętam jak to właśnie wysiedlili nas i w Rzepedzi był młyn, takie na koło młyńskie i obsługiwała go pani. A mnie to dziwne było, że to kobieta obsługuje taki młyn. Tam była zdaje sie piła, była taka zrobiona hać, zapora i ta kobieta obsługiwała. Ja se myśle to jest bohater kobieta, która umi tak tą maszynerią sie obsługiwać. A tutaj to jest tutaj to Perednie Kamienia. Tu też pasaliśmy krowy.
[Stefan z Młaki] za to z Młaki bo tutaj taki podmokły teren. I ludzie to brali, to taki podmokły teren. Tu troche było takie suche miejsce, a tu w koło taka młaka. Tak ludzie potocznie nazwali. Ten Stefan to on sie nazywał Chałupa Stefan. Tu były kilka nazwisk takich. Niektóre to nawet nie rodzina byli. A tu jak ten las to było pole orne nazywało sie klesziłki. Tu był pole orne i tam dopiero dalej jakiś może dwieście metrów był las taki duży, stary las i pod tym lasem szła droga taka i my tam raz jechaliśmy tą drogą, my tam mieliśmy pole i patrze leży granat. Taki ładny granat czarny, taki po prostu nawy granat. Tak miałem ochote go wziąść, no no granat jak to chłopiec miał ile siedem lat, sześć, że ten granat wezme, ale jednak lęk mnie do tego nie dopuścił i został tam tak na tej drodze. To tego nie wolno ruszać. (...)
A tu jak profesor Borowiec ma pszczoły, to mieszkał taki nazywał sie Pałyński, imie nie wiem jak on miał stary Pałyński. Późńiej miał synów dwóch, jeden jest teraz w Komańczy sołtysem i drugi był też sołtysem przedtem. Tu nazywali Kyczerka. To pochodzi od kiczera, dużo nazwisk takich jest kyczera, no to to było jako małe - kiczerka, nazywali to Kyczerka.
Tutaj zataz mieszkał diak. To ten, który w cerkwi śpiewa. Jak on był bogaty, już miał pszczoły, no już jak pszczoły miał to wiadomo, że kultura i oświata szła z tym, bo wiadomo, że na pszczołach trzeba sie troszke znać. A tutaj zaraz na tej rzeczce… tu zawsze była głęboka woda jeszcze głębsza niż teraz i tu zawsze z lodu wycinali na Jordan krzysz z lodu. Tutaj w tym miejscu. [Tu Jordan odbywał się sporadycznie, prawie zawsze odbywał się po między gospodarstwem Pińczaka Michała a dawną bazą Orkiestry i SKPB] No i to trzeba było umiejętnie wyciąć, żeby sie nie połamał, to juz byli ludzie z roku na rok specjaliśći, którzy umieli to robić piłą jakoś wtydłubali w lodzie, rżneli piłą. I później to brali na Jordan, to stawiali, taki był zwyczaj. No i tam przy tym krzyżu właśnie tą uroczystość jak to Jana Chrzciciela. Są takie pieśni, to prawie historia, jak obłok z góry z niebies sie spuszcza a Jan Chrzciciel pyta, no jak to ja mam chrzcić, po prostu jako grzesznik sie uważał, że ma Boha w Trójcy ma chrzcić. Ale Bóg karze, Joane trzeba spełnić jaki masz zaszczyt to zrobić i chrzcił. My całe, tą historie sie zawsze przy Jordanie to sie powtarza jak herowyny anhelskie śpiewali no i Jan chrzciciel wchodzi do Jezusa Chrystusa do wody i chrzci jego właśnie. (...)
Tam jak jest Łazok i przechodzi sie przez rzeczke, tu jak na strone Komańczy, tam je taka skała i s tej skały właśnie woda słona, to jak ktoś zgubił krowe, to zawsze szed do tego źródła, bo tam krowy piły tą wode i piły, strasznie im ta woda smakowała, aż dostawały lakse, znaczy laksowały. To też jakieś minerały tam ma wielkie wtedy bydło tam szło wode pić.
A tu mieszkał diak jawornicki, własnie ten miał pszczoły, no już był takim, wiadomo jak już w cerkwi on śpiewał no zawsze zarobił troche. I on tu mieszkał, później go wysiedlili do olsztńskiego. On tu miał sad, miał ładny i te wszystkie drzewa, one tak porosły mchem każde drzewo, czy stare, czy młode. Widać dobrze w zimie.
Tu gdzie to drzewo zwalone tu była kiedyś chałupa, tej drogi nie było i to było bardziej w tą strone. Tu było pogórze, a droga szła tamtendy niżej troszke. Tu piersze takie skupisko, co sie zaczyna. [Dwie chałupy na przeciw, tuż przed białym krzyżem] Jawornicki Michał chyba miał na imie, oni w zimie robili takie pałuki tak zwane ze słomy i różne takie krztałtki wybierali i to to takie powstawało jak to w kościołach są... no to oni już robili na ozdobe tak w mieszkaniu, na choinke, takie ze słomy. To to sie naciągało na nitke i tak sie łonczyło, zdzbła sie łonczyło i tak. Takie ozdoby i większe były i tego. Nazwali tak pałuk, pająk. No to myśmy, ja tu często chodziłem, bo tu kolegi, tu sie bawiliśmy, bo raz sie wybraliśmy w zimie na narty. Ale co narty, co takie były to takie z płotu były sztachety, troszke wygiente. Oj to my całe mokre, głodni do domy przyszli. Cały dzień my tak po tych górach chodzili. Te sznurki sie rwały, to to, to tamto...
Tu tylko jedna tego Jawornickiego i ta druga tesz, on tesz chyba sie Jawornicki nazywał. To krzysz postawiła taka jedna rodzina. On był troszke zamożny, ja tu sie zawsze bawiłem przed tym krzyżem, kwiaty zbierałem, strojiłem ten krzyż. Tu mieliśmy pole. (...) Tak tak to jest INRI, to zależy jaka odlewnia to robiła, a po Ukraińsku to jest INCI Isus Nazerjany Car Żidiwski, a tu jest po łacinie INRI. (...) To Pałyński to postawił. No i później tam na górnym końcu jest kilka krzyży, ale niektóre są już poniszczone. Tam W Płychacza tak zwany Płychacz, a on sie nazywał Pińczak. Płychacz bo on miał stupy co robił olej wyciskał. On też miał pszczoły, bardzo dużo pszczół miał, właśnie to była rodzina do tego Jawornickiego - Płychacz, a on sie pisał Pińczak.
To stał nasz dom, ja sie tu urodziłem.
A tutaj dalej to płynie rzeczka, tu było takie ładne pole orne, tu zarośniete jusz i tam był taki kamień i tam była taka kołobań, byla taka głębina. I tam zawsze sie chłopcy szli kompać.
I s tego kamienia skakali do wody. Nad tym brzegiem był taki duży kamień, może dwa metry wysoki, taki jakby kwadratowy, na brzegu stał i s tego kamienia skakali, nurkowali do tej wody. To było kołobań, głębina taka. A jak szli chłopcy sie kompać, to zawsze po drodze brali kamień, czszy, cztery kamienie, przeważnie czszy i zawsze mówili tak: idz czorte z wody, bo ja idu do wody i tak rzucili kamień idy czorte z wodu, bo ja idu do wody. To znaczy ić diable z wody, bo ja ide do wody. A to je normalne, bo jak tam była jakaś żmija czy coś, to jak rzucił kamień, to ona sie wystraszyła i po prostu poszła na bok. No i ta właśnie wyganiali tego czorta, tego złego ducha żeby sie śmiało kompać. Tu nazywali Młynysko, ten plac, bo tam kiedyś chyba młyn astał, ja uważam, a tam niżej tą wode nazywali Pid młynyskom. Pod młynem. To może młyn stał. Może s tej zapory pozostał kamień. Tutaj zaczyna sie nasz dom, gdzie sie urodziłem i właśnie, co sie uczyłem literatury, Mickiewicza czy Kochanowskiego o lipie, Na lipe, to wszystko mi przypomniało moją rodzinną wieś. A na przykład "Drzewa owocowe zasadzone w rzendy, ociemniałe pola spodem grzendy" to wszystko ja to w sobie, albo Tuwima "Wiatr" "Jeden wiatr w polu gnał, drugi wiatr w sadzie gnał, cichuteńko leciuteńko", i ja tutaj widziałem jak sie uczyłem tamten sad, to pole "wzią brat brata za kamrata, teraz z mim po polu lata, gonią oba chmury, ptaki mkną, zaplątają sie w wiatraki, łobuzują, pal je licho. A w sadzie cicho, cicho". To, to wszystko widziałem, albo "tu sie kryje biała chata, pod słomiany dach, przy niej wierzba rosochata a w konopiach strach, przy niej wierzba. U nas nie było wierzby w całym Jaworniku tylko ja mówie jawor rosochata, bo wierzby tu nie było faktycznie. A u nas to wycinali, bo to był chwast, nie pozwalali, żeby to dostawało sie do wsi.
Mój stryj był bardzo, no tak o stryjku trzeba zawsze dobrze mówić, bo on mnie wychowywał, on mnie uczył patryjotyzmu, on umiał czytać. A za czytanie, to za trzy litery on musiał dwa dni młócić cepami u takiego, który umiał czytać, który umiał to przekazać. I on jak sobie już te litery zapamiętał, to już nie zapomniał. I on bardzo dużo czytał, pomału czytał, ale jedno jak zdanie nie rozumiał, głośno czytał, nie raz i trzy razy powtórzył i musiał go zrozumieć.
A tutaj to był taki Bereh. O tutaj myśmy z kolegą zawsze wbijaliśmy takie słupki żeby droge poszerzyć, żeby tego. Jak to dzieci bawiliśmy sie, żeby ta droga szersza była. A droga szła tylko tędy, a tu nie było, bo tubył płot zagrodzony i tu był taki dół, tu gęsi pasły, tu żadne drzewo nie rosło i gęsi pasły i taka rzeczka była, jest płynie dalej, nad tą rzeczką były takie równe brzegi i myśmy tu płótno bielili. Tak zwane robiło sie płótno na krosnach, a później żeby ono było białe, bo ono było szare, i polewało sie wodą i słońce świeciło i ono wybielało. I za chwile sie znów polewało. To nieraz jak poszliśmy z rana, jak było słońce to do obiadu myśmy polewali.
W między czasie łowiliśmy sobie rybki, robiliśmy sobie studzienki na te rybki. No, ale jak poszliśmy na obiad, wróciliśmy, to rybki uciekły, bo pstrąg on ucieka, on sie odbija ogonem i on potrafi przez wodospad sie przebić.
I tutaj raz było wesele u Chalupy, to było tak pod zime chyba, no i tak to była walka zawsze, i kawalerka z Jawornika wzieła im sanie i wpuściła im tu do tego, do brzegu. Takie zbytki im zrobiła. Ci jak sie dowiedzieli, no to jeden tam stanął i mówi, szanowna gromado, mówi jest źle. Mówi zrobiliście nam zbytki, sanie nam puściliście do brzegu. Jak to wyciągnąć z tego sanie. No i wtedy sie zmobilizowali z tego wesela ludzie i ta kawalerka, jakoś te sanie wyciągneli. No i był spokój. Zażegnali wojne, nie było tam rozróby.
To tu by tak zwany Bereh, a tam dalej było Poharysko, ja nie wiem jak te gęsi tam chodziły, ze sie nie skopyrtały w te, już nauczyły sie tak chodzić. Tam było Poharysko, tam kiedyś, mówili Babiaka dom stał, spalił sie i kazaly Babiakowe Poharysko, Babiakowe Zgorzelisko. Tu sie chodziło na wode, tu była tylko taka ścieżka wąska i tu jak w zimie nieraz wody brakowało, to tu sie po wode chodziło tam na dół, a tam jest taka Deber, taka skała i mówili, z etam często było słychać płacz dziecka małego, że ktoś tam rzucił dziecko, czy coś.
A tam dalej było Dychtiwo i właśnie mój stryjek znalaz tego osiołka i dał temu właśnie. On nie miał koni iwłaśnie taki zrobił mały wózek i tym osiołkiem... później sie oźrebiła ta oślica i miał drugiego. Ładny mu take zrobił, takie wianuszki, takie dzwonki, nie dzwonki.
Tu jednego zaszczelili też, nie wiem, kto go zaszczelił, to go pzrynieśli na drabinie tak, ludzie go nieśli. A tam dalej jest Dychtiwo tam płynie ta rzeka jak Czerpiłka, jak Kamień.
Z tamtej strony płynie ta rzeka i Dychtiwo no i tam Niemcy, myśmy uciekali przed Niemcami i tam krowe nam złapali krowe, mieliśmy taką ładną barnole i trzech Niemców, żołnierzy złapało tą krowe i taka była rosochata duża sosna, no w ciągu dwadzieścia pięć minut może zabili krowe, dwóch obrabiało, ściągało skóre, flaki tego a jeden dół kopał. A na co on dół kopie, a on kopał dół na flaki i na skóre. Ci obrządzili, do beczek wzieli to mięso, a ten miał dół wykopany, zakopali i poszli z tym mięsem. Było dużo telefonów po rzece, bo jak szli Niemcy mieli telefony właśnie w tym i dawali przez rzeke żeby nie było widać. Al eto każdy mógł przeciąć ten telefon i po telefonie. Mieli takie nosze, na tych noszach mieli bębny i właśnie na tych noszach właśnie ten telefon był i tak rozwijali i dzwonili, ale zaraz im tam ktoś tam po przecinał, i było po łączności.
Tu sie bawiłem często z kolegą, tutaj była ładny sad taki były porzeczki, jabłonie, śliwki.
Tu wam pokaże gdzie mieszkałem, gdzie sie urodziłem. Tu była tendy droga do nas. Tu jest kamień taki, nie duży. Tu jest drugi kamień. I ja jak byłem małym chłopcem potrafiłem sie zmieścić na tym kamieniu, że sobie tak leżałem. Może nogi spuściłem sobie. Jak sie wynudzałem, to sie poszedłem tu położyć na ten kamień, czy na ten i tak sobie odpoczywałem.
Tu taka jabłoń rosła zroślak to ona zroślak dlatego, że ona zrośniete japka miała dwa trzy japka i one są takie pozrastane.
Tutaj były takie z płyt zrobione, są jeszcze te płyty. Taka płyta niektóra sięgała dwa i pół metra, niektóre trzy. Takie bryły. I przed domem szły takie, bo tu cementu w Jaworniku, ja nie spotykałem cementu, bo tutaj ludzie jak murowali to wszystko na glinie. I właśnie był piec, duży piec, co sie w nim chlep piekło. I przed wysiedleniem było zebranie, ze będą wysiedlać, ale w to nikt nie wierzył. I tak babcia świętej pamięci ugotowała lewesz, to była taka zupa zawsze gotowali to. To były ziemniaki, pieprz, takie rożne jeszcze dodatki. Już mieliśmy brać sie za to, ale przyjechało wojsko polskie i załadować sie na wozy, wysiedlają. Kto był oporny no to wiadomo, przystawili lufe do pulsa, albo odbili pare kolb na plecach i przestał stawiać oporu.
I nam jeszcze konie zabrali nasze, mieliśmy konie trzy, to nam zabrali, a dali nam jakieś takie psuje. I właśnie tej zupy my nie zjedli tylko babcia wzieła, zawineła do chusty, jakoś tego do chusty i tą zupe dopiero zjedliśmy na stacji w Komańczy. No i co na wóz, co tam wiele można było zabrać. Nas na tym w Komańczy, chyba trzy dni czekaliśmy na transport i nas zatransportowali do Malechowa.
I co tutaj właśnie był dom a tam był, taka piwnica była, tak zwany sklep. Dlatego sklep, bo było sklepienie, tu była piwnica. I tu był dom, mieliśmy jusz dwa pokoje, bo dom był budowany gdzieś w trzydziestym może czwartym roku, były dwa pokoje i miały podłoge, tato miał elegancki meble, bo on jak tego handlował to wiadomo, ze miał pieniądze. A izba była taka duża, gdzie stał piec taki, na którym mogło leżeć i czworo, pięcioro dzieci. Taki duży, tam sie chleb piekło. A jak sie chleb piekło to nie wolno było wchodzić na piec. To taki był szacunek dla chleba. Dopiero jak sie chleb upiek, to można było iść. No w zimie, jak sie namoczyliśmy czy coś, siadało sie na piecu, kładło sie na piec i człowiek był zdrowy. To było, jak jakie leki. Tutaj była studnia jak to drzewo i tutaj te drzewa owocowe, mój stryj już wszędzie sadził drzewa, tak jak Mickiewicz pisał, trzy rzedy takie były. I były grusze, japka. A miendzy to było sadzone pożyczki, pomidory, no jak to w ogródku i arbuzy, nie arbuzy. Pomidorów myśmy nie jedli, bo uważali jako kwiat, jako ozdoba, bo jakoś to nie miało smaku. Dopiero my sie nauczyliśmy pomidorów jeść tam w koszalińskiem, tam z cukrem nas sąsiedzi przyuczali, a teraz już smakują. A tutaj był kierat. To już kierat to było wielkie bogactwo, jak przyszło młócić czy coś. Tu stał kierat, tu jest taki zrobiony mór oporowy, on taki ma kształt półokrągły. On tu tak idzie takim łukiem i tu konie jak chodziły, a tu stryj to zrobił żeby sie ziemia nie zsuwała, żeby to ładnie było i konie chodziły i kierat kręciły, to już było coś wielkiego, bo już nie trzeba było cepem młócić tylko za parę dni, dwa, trzy dni sie wymłóciło kieratem. I później kierat brał ktoś inny. To już była wielka technika kierat. Może spółka miała go tam trzech, czterech gospodarzy. Bo jeszcze przedtem kupowali takie Niemcy sprowadzali czy coś takie maszyny, że trzeba było kręcić tym. Czterech ludzi kręciło za korby, dwóch z jednej strony, dwóch z drugiej, no i tam były takie walce, które ciągneły no i te bijaki, które obijały to zboże. To już też było lepiej, no bo przez dzień można było tych, dość dużo snopków przepuścić. Ale czyścić trzeba było już zboże młynkami. One tylko obijały zboże.
A jak sie okociła owca, czy koza. To my zawsze wnosiliśmy małe jagniątka do domu. Ta babcia krzyczała, nie chciała dać, no ale myśmy tak nalegali, musiała pozwolić. To my sie tymi bawili takimi owieczkami. Jakie to miłe jest, albo kózki. Jakie to fajne jest, jak ono skacze, my sie tak tym cieszyli, no nieraz i napaskudziło, no ale tam już. No czym sie mieliśmy bawić jak zabawek nie było takich jak teraz są zabawki.
A tutaj taki równy plac to była nasza łąka i sąsiadów. Tu mieszkał Chałupa tu na brzegu. Ten właśnie Chałupa Danko, on właśnie, jego ojciec właśnie był taki oporny nie pozwolił sobie odebrać sobie tej Kyczery, że została jego własnością do czasów jak nas wysiedlili. To ona jest na przeciw Łazku. Jak jest Łazok to tam w górze w lesie jest Kyczera Chałupy. No i tu był pierwszy dom Chałupa, później drugi dom był tutaj to taki Pałyński nazywał sie, Pałyński Teodor.
To gdzie ten sklep, gdzie piwnica. Bo każdy dom miał piwnice swoją. A tu mieszkał Stefanił i my sie tu często w zimie. Chodziliśmy tu, grzaliśmy sie w tym domu, mieliśmy tu sanki, siadaliśmy na sanki, tu zjeżdżaliśmy z tej górki. Ale byli dobrzy ludzie, bo nas nie wyganiali z domu, bo to sie rypa drzwiami, jeden przyjdzie, drugi, to sie wyziębia mieszkanie, no ale oni nam tam nie bronili.
To była taka ona była, w Wisłoku mieszkała a wydałasie do Jawornika. Ona sie nazywała Chołowaty. Chołowata i ona nawet taką gware jeszcze miała jak w Wisłoku. Bo
w Wisłoku inna była gwara a u nas inna. I ona tą gware swoją zachowywała, a jej matka była kulawa na noge, to miała taką kule tak zwali na noge i ona za jedeń dzień zaszła do Lwowa do tej kuli. Tak mówili, pieszo.
Tam mieszkał Pałyński, a tu ta Chołowata, a tu dalej mieszkał Babiak. Ona dość długo kurna chata była. Pamięta mi sie wesele jak ta moja ciocia wychodziła za mąż, tu był taki ładny plac, i w niedziele schodziły sie kobiety i siadały na tym placu, na tej murawie i tak śpiewały, że jak nie raz było aż do Komańczy słychać ten głos jak było z wiatrem. Ale ładnie śpiewały kobiety na prawde. Tu siadały. A tu mieszkał tutaj tak o to mieszkał Szary. To drugi diak. To stary diak. To był mojej babci brat. On był w austryjackim wojsku, dostał sie do niewoli rosyjskiej i później, a niewola wyglądała w ten sposób, że brali ich na wioski, a ci, Austryjacy, co poszli na wojne, to oni tam pomagali na polu, w pracach polowych. No jak to młodzi chłopcy, jak to mówią Ruskie żeńszczyny charoszyj no i tak sie zakochał. No i dwóch braci zostało w tym, zamieszkali w Rosji, ożenili sie tam.
A tu mieszkał Jawornicki, tu była droga taka i tak sie zajeżdżało na tym Bohiniom, tak zwali Bohiń. I to mieszkał Jawornicki, to były trzy, albo cztery nazwiska Jawornickie, ale to były już dalsze rodziny.
A tu dalej mieszkał Chałupa, tutaj przy drodze.
Tutaj mieszkał ja mówiłem diak. On był już nie pracował jako diak, tylko mówili Stary Diak. I tam przydomek miał Do Diaka, a pisał sie Szary.
A tu była Chałupy sklep, piwnica Chałupy. A tu był dom Chałupy. [Piwnica była po drugiej stronie] pamiętam dwa wesela tutaj. Jak drużbanci, pierszy drużbant, to on musiał umieć władać, były takie ciupagi i jak szli już ze ślubu do domu, to na drzwiach trzy razy robił krzyż, znak krzyża. To już musiał tak umiejetnie tak ładnie tą ciupagą tego trzy razy, no później było to wesele, później był taki stół duży jeden i drugi i panna młoda pamiętam jak taki zwyczaj był, że przechodziła przez stół i później starosta był, miał taką buławe ozdobioną kokardami i zawsze stukał i tak kaze prosymo, prosymo tam nazwisko imie powiedział, tam Andrija takoho
i takoho wytaty newistu. Pannu młodu przywitaty. No i każdy zawsze jakieś tam pieniądze, był taki koszyczek, przykryty i odkrył taką chusteczkę i kład tam pieniądze żeby to było w tajemnicy ile kto daje pieniędzy. No i tak każdego wywoływał ten starosta. A starosta miał duże ten, słuchali wszyscy na weselu, jak on zarzadził, tak musiało być, bo był starostą. No drużbant tak samo. Pamiętam jak orkiestra grała na bemben, aj to widziałem pierszy raz taki bemben, bo taki jeden z naszej rodziny Fecko Teodor, to on ten bemben sam robił. No z kozy skóre wziął, gdzieś jakieś blache wygiął i tam bębnił na tym bebnie. No skrzypce, basy. To była taka orkiestra. No tu dwa wesela pamiętam w tym domu. To właśnie co sanie wpuścili do tego brzegu.
I tu pamiętam wesele u Babiaka to było w boisku, bo to w mieszkaniu to nie ma miejsca, w mieszkaniu to były stoły, a to w boisku to znaczy boszcze tak zwane, tak boszcz. No to wyprzątali, była wiadomo, że tam była ziemia, równa ziemia i to tańczyli tam. Boszcze to boisko, to jest tak jak sie wozami zajeżdża, tak jak stodoła. W stodole.
Tak to tu był Chałupa, to jego piwnica, a tam dalej mieszkał Pawliu Pawło, a dalej Łazar Anna już później. Ona Sałasznik sie nazywała po mężu, a tak po ojcu to była Łazar. Ona właśnie sie opiekuje tą kaplicą. To dzięki niej ta kaplica jest.
Pawliu Andriej, on był inwalida z armii radzieckiej. On właśnie wrócił na szczudłach, był ranny w noge. I przywióz ze sobą szczudła i szynel, płaszcz ruski, tyle sie dorobił. A tam dalej Pawliu Pawło meszkał, on sie nazywał Stefanił, a przydomek miał Pawliu. A on sie pisał Stefaniów. A ten sie też nazywał Stefaniów Andriej. Tu o tutaj. Tu Andriej sie nazywał, a tam dalej Łazar znaczy Szałaśnik, ojciec jej był Łazar, a ona po mężu Sałasznik. Ta właśnie, co sie opiekuje kaplicą.
Bo jeden Jawornicki tam mieszkał na dole, a drugi tu mieszkał Jawornicki. Mówią, że to ze szlacheckiego pochodzi.
A to było popiwstwo, mieszkał ksiąc. Tu jak ta lipa w tą strone, to było takie dość duże mieszkanie było, a tu było jego budynek gospodarczy. Plebani tej. Ten ksiąc, co ostatnio był Złoczowski, to jego matka była Polka, on pochodził gdzieś z Ukrainy, ale on nie był żonaty. (...) Umarł w Ameryce. Ja pamiętam jego jak mnie religii uczył.
Tutaj był cmentarz dawniej, cerkiew była. I jak ta stoji sosna rosochata i jak te trawy powalone takie, troszke sie różnią takim zielenią, takie powalone. To tam była ta właśnie cerkiew. I to był niżej cmentarz. I tam jeszcze widać na okrągło, takie jak ogrodzenie jeszcze widać tak trawe troche. To dawniej była jeszcze może w pierszych początkach dziewięcetnego roku. I mówili, że jak sie spaliła, jak sie paliła to ten krzysz aż temperatura przeniosła tam gdzie teraz jest była cerkiew. A nową cerkiew malował, mnie babcia świętej pamięci mówiła, że ksiąc Isajczyk malował. On od razu był i malarzem. Tam było dobrze, bo to było na środku, między dolnym Jawornikiem, bo Jawornik sie składał z dwóch części. Nyżni Kunec i Wyżni Kunec. Tak to nazywali. Czyli Dolny Jawornik i Górny Jawornik. [Co się stało z tym cmentarzem?] Jakoś ludzie przestawali tam, powstał nowy. No i to już był zaniedbany. Było trzecie [cerkwisko], to było tam podobnież na górze, później tutaj a ta trzecia tu [gdzie teraz kaplica]. No nie wiem, czy tamta sie też spaliła.
No jeszcze były trzy rodziny żydowskie w Jaworniku. Jeden sie nazywał Srul, drugi Moszko na imie mieli, ale oni jeszcze jak Niemcy tu wkroczyli to oni stąd wyjechali. [Mieszkali] gdzieś tu jak Babiak, tam niżej.
Tu ta cała sie nazywała Hora [tu gdzie była cerkiew], a tam dalej Za horą, jak tam już sie skłaniało do tamtej strony północnej, to było Za horą. A tam dalej było Dychtiwo za horą.
A tam za horą była Czerpiłka, to gdzie ten las to była Czerpiłka, tam dalej to były takie pola, Poticzki tak zwane, potoki były z góry na dół. I tam hen daleko to był właśnie Kamień. To jak droga do Przybyszowa szła to Kamień był. Tu na dole to był Wyhił. To było taka pod góre, to było tak jak wyganiało sie po prostu pod góre to nazywali Wyyhił. Tu było Popiłskie ternia, to zarośnięte. Bo tam tarniny rosły, to było księdza pole. Myśmy tam kozy pasali po tych terniach. Tarniny tam rosły. A tu jak ten las, za tym lasem to była Dańczuła. Szary tam mieszkał on przydomek miał Dańczył, a jeszcze dalej to były Pasiky czy to pasieki tam pszczoły były, czy wypasano tam bydło. A tam dalej to były Fajtyska. To zawsze mówili w Jaworniku bude będzie deszcz, bo witor z Fajtysk. To z północnego zachodu. A tu jak ten las, jak tu te wysokie, co są te buki, to nazywali Zwyźli. Zwyźli dlatego, że one sie często zwoziło ten teren z tymi drzewami.
I co ciekawego jak ludzie sie znali tą przyrode. I mówili tak, że będzie deszcz bo Zwyźli szumiat, że Zwyźli szumią. To tak szumiało, to ładnie tak, nie taki strach jakiś był, tyko taki przyjemny ten szum był. Dawał o sobie znak. I był, padał deszcz jusz na drugi dzień. A tu po pod cmentarz, co szła droga taka i rzeka tak płynie, to nazywali Krywula, no bo krzywo tak to nazywali Krywula.
[Pod lasem] to mieszkał Pińczak Michajło, a on takie robił hece, że tak prosił do kolegów swoijch żeby tam do niego przyjechali, ale nie chcieli przyjeżdżać, to napisał telegram, że zmar. No to przychodzą z kwiatami a on niesie siano do tego i sie śmieje, no, bo innym sposobem ja bym sie z wami nie spotkał. To on mieszkał tutaj zaraz właśnie tu na dole, co jest pod tą drogą Pińczak Michał.
Tak a tu była Popiłska łuka, a ta góra to był Susz, tak zwany, bo tam taka sucha trawa rosła. I Werszki, ten las nazywał sie Werszki, a dalej za tym lasem na lewo to była, nazywało sie Zaczyszcze, ja nie wiem dla czego to. A tu i na prawo za tym lasem to sie nazywał Hrun. To jak, jako góra, a tam aż takiej góry nie było. Ja pamiętam jak moja mama tam wiązała zboże, a ja miałem może tszy, może cztery lata i spałem w takiej kołysce. Kołyska wyglądała tak: taka była płachta i cztery kije sie wbijało krzyżaki, dwa z jednej strony, dwa z drugiej i tak mnie zakołysała i poszła tam robić w polu. I jak ona szła do mnie po tej ścierni, ja pamiętam jak to było przyjemnie po ściernisku jak szła to tak szumiało. Ona szła do mnie moja mama. A co jeszcze było dobrze. Wieczorem jak po robocie to mama mełła zawsze zboże
w żarnach i mełła a brałem sobie takie ciuchy w sieniach były i na takiej skrzyni sie kłądłem, taka łada była i ciuchami sie przykrywałem a mama meła żarnach na mąke i to tak hur, hur, hur. Tak sie przyjemnie spało, że w życiu tak jeszcze nie spałem przyjemnie.
Tak za lasem Szary mieszkał i jeszcze mieszkał, tam na Pasikach mieszkały dwie rodziny, może trzy. A żony mojej dziadek mieszkał Szerniakił to mieszkał tak tu za lasem. To nazywali do Serniaka. A nie wiem, dla czego do Serniaka, czy może tam rosły te sarniak to taki co na żółto kwitnie, czy może sarny tam chodziły, dużo saren, on tak mieszkał na koloni. Żarnowiec, bardzo ładnie żółto kwitnie.
Kolonia to właśnie te Pasiky i piźnijsze Fajtyska. Może ludzie mieli pole i chcieli żeby blisko mieć. Mój dziadek miał w dziewiędziesięciu kawałkach pole. No to straszne. Jedna łąka była Medży poticzki, to to pięciu gospodarzy miało. A może miała jakieś dwadzieścia arów. To razem skosili, zrobili takie jednakowe kupki, każdy przyszed swoją kupke wziął. Tak było rozdrobnione strasznie.
Jawornik miał gdzieś koło do osiemdziesiąt domów.
[Na dole, przy torach] Tu miał hrabia Potocki las. I wcinał sie w las jawornicki. I to chcieli kupić od tego hrabi ten las, ale on nie chciał to sprzedać. Ale tu był Żyd, nie wiem, który to był Żyd i poszed do niego Żyd i mówi słuchaj ty sprzedaj, bo to wszystko przepadnie.
I ten sie dał namówić i sprzedał ten las, ten klin, co sie wcinał.
Ile tu rodzin [żydowskich] było. Jeden był wiem, że Srul był a drugi Herszko, na imie miał chyba. A jeden był Perechsta a nazywał sie Chriń. I on był wysiedlony tam koło Sławna na takiej wiosce Wiekowo. I on opowiadał tak, on nieraz dostał tak od wojska polskiego albo od ruskich - jak sie nazywasz - Chriń. A dowódcą sotni był Chriń. Miał psełdonim. No i on był pochodzenia żydoskiego, ale był mądry człowiek, on coś wiedział, jakieś książki czytał, czy jak, że Ukraina wszystko zniszczą, język zniszczą ukraiński, mowe, świątynie, cerkwie, wszystko zniszczą. Ale Ukraina z martwych wstanie. Tak opowiadał. To jak już nas wysiedlili
w czterdziestym siódmym roku. (,,,) On mieszkał tu, on przystał skąś, jego dziadek był Żydem czy coś tak. I nazywali do Perechsty. Bo to jak to przechszta. Ale byli bardzo dobrzy ludzie. (...)101
Kapczanki to pole równe było i tam zawsze jak sie jechało to koniem można było pogonić, wtedy ładnie koń, mnie sie bardzo podobało tam jechać wtedy. I tu za Kapczankami to był Koński Cmentarz. W takim lesie tam zagrzebywali koni zawsze. No to tam nieraz lisy wykopały, takie czaszki, nie czaszki. A dalej za Końskim Cmentarzem był, mieszkał Szary. A tu dalej szło na Fajtyska droga a tu Pasieki tu były, tak Popid Werch. A tu zaraz gdzieś był Kamień. To Kamień chyba dlatego, że tam dwa głazy duże są, na tym wierzchu, na grzbiecie. Jeden jest bardzo duży, drugi troszke mniejszy. A te kamienie [na podmurówki] to wszystko
z rzeki. Tu jak jest Hrun to tu jest za tym lasem, tam było pole orane na Hrunie, ale teraz wszystko zarosło. I za Hrunem były Zaczyszcze. Tak jak ksiąc mieszkał, ale więcej tak na prawo, jak tak od nas na prawo i tam Zaczyszcze. To był taki las i troszke było takiego pola.
I zaraz Zaczyszczem to była taka Mogiła. Panna młoda szła zapraszać na wesele do Jawornika i tam za tym ją złapali rozbujnicy i ją zabili. I na tą pamiątke jak ktoś szed, to sie szło z Jawornika z Dolnego Końca szło sie na Bircze, na Komańcze, na Klasztor i jak ktoś szed, to zawsze na to miejsce rzucał gałązke. I to była taka Mogiła, Mohyła. I taka kupa była, nie wiem czy to była taka legęda czy coś, ale to ludzie stosowali to właśnie. To szła droga, ścieżka szła, nie droga tylko ścieszka na klasztor. Jak nad księdzem i prosto tak do góry pod tą górke to był, naztwało sie Susz ta góra. Bo dlatego tam susz był, bo tam sucha trawa rosła, sama sucha trawa.
Tu jak sie schodzi ta rzeczka, jedna idzie tu z góry, z Górnego Końca, a druga idzie tu zpoza Hory i tutaj tu jest taka Deber, skała a tu, tu było Poharysko, Babiakowe Poharysko. To znaczy pogorzelisko, tam mieszkał Babiak, później on sie spalił, nie wiem jak to było, ale wiem, że mówili Babiakowe Pogorzelisko a on sie później wybudował tu w Jaworniku, we wsi. To w tej dolinie, jak jest Berech. Bowania, to jest jak mieszkał diak jawornicki, to Bowania ta skała w dole co rzeczka płynie, on na górze mieszkał, tylko to nazywali Bowanie. Nie wiem co to oznaczało i tu później dalej sie idzie tu, Jaśli i tu później jak pod Jaślami to było pogorzelisko.
A tu dalej Dychtiwo. Jak Hora, między Horą a tą rzeczką co płynie spod Czerpiłki. A tu między Berehom a Bowaniem to było Młynysko. Nie wiem, czy tam Moc serdecznoścłyn był, czy coś, tam jest taka w dolinie głęboka woda i tam mówili na to Pid młynyskom. Tam widocznie młyn był, że tak nazwali.
I tu jak je Dychtiwo i tutaj właśnie jak ta rzeczka płynie, ta o ta co my nad nią stojimy, tak, tak droga szła [po tamtej stronie]. I tu jak sie zaczyna ta rzeczka co jest płynie, za Krywulą i tu zaraz po prawej stronie na takim brzegu to był mój wujek mieszkał. Szary sie nazywał. Jak tu sie przechodzi przez rzeke [aktualnie stoimy między cmentarzem a kaplicą, rozmawiamy o okolicach nowej bazy] i tu ten las to zarośla nie to widać, ale taki wielki brzeg i tam pierszy dom stał jusz po prawej stronie mojego wujka. Nazywał sie Szary Stefan.
Mój dziadek on sie nazywał Onyszkanycz Serdejan, ja myślałem, że to dlatego nazywali Serdejan, bo go tak przezwali, że na środku tej mieszkał miejscowości, ale on miał na imie Serdejan. Tu spoczywa na cmentarzu. I on już miał taki mały młyn. Ze już na wiosne jak była woda rostopy, to mleł i na jesień, bo tak to nie było tam wody, bo to było na małej tej. Tm nawet jest taka grobla, jak tam jest baza świętego Mikołaja, to tam widać jeszcze dokładnie jak jest taka zapora taka malutka.
[Po tej stronie mieszkał Domaradz i Mała, okolice nowej bazy, po niżej krzyża, może na lewo od niego stojąc na przeciw drogi, na skarpie mieszkał Stefan Szary. Nie można odnaleźć siedliska - albo ostatnie zabudowanie pod lasem, albo okolice krzyża. W lesie siedlisko jest nie do odnalezienia]
A tu mieszkał drugi stryj, Stefan. Serdejan to był ojcem dla Stefana i dla mojego ojca też był ojcem, mój dziadek tu mieszkał.
[Polany na przeciw umywalni - nowa baza] Ten las to był Hrun. To były pola orne. To był Hrun. Ja pamiętam jak byłem chłopcem, to mama miała, zboże było posiane i zrobili takie czteru słupki sie wbijało i naciągało sie płachte i kładło sie dziecko do tej płachty, zakołysało sie i mama szła żniwo robić. I pamiętam jak szła mama do mnie ja spałem, drzemałem w tym bujaku i tak szła po ścierni...
A tam za panią Anią znów mieszkał mój stryj Onyszkanycz Wasyl i on był bardzo dobrym krawcem. On i dla wojska szył i dla banderowców, kto przyszed do niego to musiał szyć, tam nie było tak. A tam była droga do pani Ani. Mnie sie zdaje, że tedy sie szło tu i na górze było przedszkole, na górce było przedszkole, sadoczok i ja tu chodziłem. I zaraz tam za przedszkolem była droga do pani Ani i co mi sie zapamiętało, że przez płot, był płot sztachetami grodzony
i była taka jak ławka, takie schody były przy tym płocie. Tak, żeby bydło nie przelazło a ludzie mogli przejść. Nie trza było furtki tylko sie szło po takich stopniach i z drugiej strony tesz. To było takie ciekawe dla mnie ftedy. Tutaj był jeden dom to ja pamiętam pod skorupą tak nazywali, to był pod dachówką.
Przeważnie od zewnątrz [wchodziło się do piwnicy], a i co jeszcze było, że z domu,
z tego dużego z chyży tam gdzie był piec do pieczenia chleba to już była taka dziura sie ziemniaki sypało. To już nie trzeba było na około zachodzić, bo tam u nas nawet nie było zajazdu, żeby iść na około, a tak z chyży była dziura, otwór taki był, tam sie sypało później sie zamykało deskami.
A tu meszkał Płychacz, Pińczak i właśnie on miał olejarnie, stupy. I on ten olej tłoczył. Tu chyba był, obornik może miał, że takie tu jest i tu miał dom, pamiętam dom był i tu, tu była taka jakby stodoła, jakby takie boisko i takie pomieszczenie tu było na stupy. Ja tu przychodziłem, bo moja kuzynka wyszła za mąż za tego Andrzeja. Ładny był zbudowany wysoki, taki czarny i zginął, wojsko polskie go zabiło. Raniło go śmiertelnie i jeszcze go zawieźli do Sanoka i jeszcze jak był raniony, jeszcze sobie płaszcz zapiął to wszystko, wieźli do Sanoka a tam już w Sanoku, i to wozem, wozem go wieźli. No i umar w Sanoku. W głowe dostał.102
A w Jaworniku przed wojną wie pan. Było tych hektarów i nawet dość, dość wieś była, gospodarzyli ludzie, no. Drogi były takie wiejskie, no jak to jeszcze dzisiej mamy miejscami na uboczu. Droga była tu z dołu Jawornika aż na koniec Jawornika do góry. I do Komańczy tam była droga przez pole, przez las i ze Czystohorbu była droga i do Wisłoka i do każdej wiosky było połączenie.
W Jaworniku był sklep spożywczy, był sklep, już był sklep z odzierzą. Odzierz tu już było w czterdziestym jak Niemcy przyszli. I odzierz był i materiały były, takie różne, i garnki były i różne częśći take długopisy nie długopisy, papierosy to wszystko już było. To wszystko już było. To było za Nimca.103
Oto mapa, spis gospodarzy jawornickich, ich nazwiska i przydomki, którzy zamieszkiwali wieś przed wysiedleniem. Numery porządkowe odpowiadają numeracji siedlisk na dołączonej mapie.

Mikłaszka
* Żyd Gruber (mieszkał między torami a drogą)
* Babiak Michał do Babiaka (mł. brat Onufrego Babiaka)
1. Roman Mikołaj do Ihaszczyka (strryjeczny brat Romana Andrzeja)
2. Kostiw Piotr do Muzyra
3. Stefaniuk Michał Michajło z tyrnia (bo mieszkał w tarninach)
4. Kostiw Jan do Mazura (brat Petro Kostiw - Piotra Kościa)
5. Jawornicki Jan do Saładychy (rodzina Jawornickiego Mikołaja)
6. Domczak Stefan Domczak Jan do Sawczaka (bracia)
7. Kurylczyk do Kurylczuka
8. Wasałyszyn Józef z kuta (las tworzył kąt)
9. Roman Andrzej do Ihaszczyka
10. Hołowaty Tomasz, później po śmierci Łazar Piotr na Łazok
11. Chałupa Stefan z Młaki
12. Pałyński Filip, po śmierci Skocki - Polak przystał ze Smolnika z Kyczarki
13. Jawornicki Michał z Krynotky
14. Chałupa Jan z Krynotky
15. Onyszkanycz Stefan do Ferenca (bo teść nazywał się Ferenc)
16. Chałupa Daniel do Chałupy
17. Stefaniw Dmitr do Olenycza
18. Pałyński Teodor i Mały Mikołaj
19. Holowaty Anna
20. Babiak Onufry do Babiaka
• Żyd Herszko
21. Chałupa Mikołaj do Kostia
22. Jawornicki Michał do Wojaczka
Niżni Koniec
23. Jawornicki Mikołaj do Saładychy
24. Chałupa Danko do Chałupy
25. Stefaniw Pawło do Pawła
26. Łazar Tymko (Tomasz) do Łazara
27. Stefaniw Andrzej z płetyska
28. Plebania na popiwstwo
29. Pińczak Michajło do Hańczaka
30. Szary Mikołaj do Dancza (za końskim cmentarzem)
Wyżnij Koniec
1. Szary Stefan Stefan z bereha (z brzegu)
2. Łatanyszyn Mikołaj do Syluwona
3. Sawczyk Wasyl do Sawczaka
4. Michał Semko do Semka
5. Domarad Iwan (Jan) do Sawky
6. Mały Dymitr do Małyka
7. Rad Dymitr do Wancyka
8. Mołczan Piotr do Ruzi
9. Onyszkanycz Serdejan do Serdejana (ojciec Stefana)
10. Rad (Iwan) Jan do Wancyka
11. Mały Jan do Małyka
12. Kolotyło Jan do Frymka
13. Pińczak Teodor do Pełechacza (olejarnia)
14. Macko Danko do Ambruchani (Abrahama)
15. Dom gromadzki Kooperatywa (sklep)
16. Chałupa Teodor do Mutryka
17. Karlicki Mikołaj
18. Karlicki Wasyl
19. Onyszkanycz Wasyl do krawca
20. Baran Jan do Tomczyka
21. Boiwka Jan do Boiwky
22. Szkoła
23. Karlicki Bazyli do Jaciczki (usuwał zęby)
24. Staranka do Staranky
25. Chałupa Jan do Chalupy
26. Chałupa Mikołaj do Jurczaka
27. Ewa Wasałyszyn do Ewy (mała chatka)
28. Karlicki Teodor do Jacka
• Żyd Srul
29. Wasałyszyn Jan do Copaka
30. Szkurat Pańko do Tchoryka
31. Moskal Michał do Moskala
32. Łyszczak Jan do Łyszczaka
33. Krysyna Eliasz do Antoszczyka
34. Pińczak Stefan do Tchoria
35. Pałyński Dymitr do Pałyńskoho
36. Karlicki Grzegorz do Hrynyka
37. Chałupa Teodor do Kartyjarza
38. Chriń Wasyl do Pereksty (pochodzenie żydowskie, jasnowidz)
39. Pińczak Dymitr do Kajtana
40. Chriń Jan do Pereksty
41. Chałupa Grzegorz do Darywskoho
42. Wakariak do Wakariak
43. Wachałowski Mikołaj do Wachala
44. Ulczak Teodor do Kahana
45. Gułycz Onufry do Tełebana
46. Wasyłyszyn Józef do Łewczaka
Pasiky
48. Roman Michał do Perona
49. Feckiw Jwan do Matja
50. Demczurił Piotr do Serniaka (dziadek Jarosławy Onyszkanycz z domu Wolańska z Woli Petrowej)
Fajtyska
51. Maslak Piotr do Wicka
52. Peron Zofija do Zofiji
C.D.N
Przypisy: (numeracja przypisów wynika z faktu, iż niniejszy tekst jest jedynie fragmentem tekstu
72. A. Fastnacht, Osadnictwo ziemi sanockiej w latach 1340-1650. Wrocław 1962, s. 210-212.
73. Prawo wołoskie było prawem lokacyjnym, przeznaczonym w początkowej fazie głównie dla lokacji ludności rusko-wołoskiej. Ten stan zmienia się od XV w., kiedy następuje asymilacja etnosu wołoskiego i przyjmowania elementów prawa wołoskiego przez miejscową ludność. Dużą popularność zyskało prawo wołoskie u właścicieli ziemskich na terenach górskich i przygranicznych. Wprowadzano je z chęci kontroli gór i podnoszenia potencjału wojskowego oraz pobierania danin z działalności pasterskiej. Dzięki takim zabiegom królewscy starostowie zyskiwali nowe, nie stosowane dotąd środki, utrzymujące zasiedlane tereny w zasięgu władzy państwowej. Prawo wołoskie jako prawo rolnicze ostatecznie ukształtowało się właśnie na terenach państwa Polskiego (dostosowując się do miejscowych warunków, potem przejmując miejscowe prawa rolnicze). Przy takiej organizacji wsi na jej czele stał kniaź posiadający dziedziczne uprawnienia sądownicze i orzekający wg prawa obyczajowego. Na czele kilku wsi skupionych najczęściej w jednej dolinie lub kompleksie dóbr ziemskich (krainie) stał krajnik. Ludność wiejska zajmowała się hodowlą bazującą na istnieniu stałych osad, często połączonej z działalnością rolniczą
i rzemieślniczą. Taki stan gospodarki wymuszał specyficzną formę danin na rzecz właściciela wsi. Była to owcza dwudzieszczyzna zwana strungą, dziesięcina za wypas świń w lasach (żery), danina w serach wołoskich, oraz skórzanych pasach (popręgi, poprężne). Końcowy etap kolonizacji wschodniej Łemkowszczyzny przypada na XVII w., kiedy to wypełniają się szczelnie doliny a dalsza migracja staje się prawie niemożliwa. Por, G. Jawor, Osady prawa wołoskiego i ich mieszkańcy na Rusi Czerwonej w późnym średniowieczu. Lublin 2004.
74. Ibidem, s. 221.
75. J. Czajkowski, Studia nad Łemkowszczyzną. Sanok 1999, s. 61.
76. Ibidem, s. 165, 172, 180, 182, 187-188.
77. J. Falkowski, B. Pasznycki, Na pograniczu Łemkowsko-Bojkowskim, op. cit., s. 14.
78. Turzańsk 25 listopad 2005 r. Paweł Onyszkanycz, z Jawornika 1938 r.
79. W. Sołtys, Oświata ludowa w sanoskiem w okresie zaborów, Materiały Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku nr 31, Sanok 1993, s. 56-58.
80. Ibidem, s. 64.
81. Ibidem, s. 66.
82. Ibidem, s. 82.
83. Paweł Onyszkanycz, wywiad z 25 listopada 2005 r.
84. W. Onyszkanycz, wywiad z 05. 2005
85. W. Onyszkanycz, wywiad z 05. 2005.
86. W. Onyszkanycz, wywiad z 05. 2005.
87. Przedostatnim proboszczem Jawornika był od 22 wrzesnia 1932 roku Włodzimierz Iwanczuk. Był 28 księdzem w Jaworniku. Cerkiew, o której mowa została pomalowana przez księdza Isajczyka.
88. P. Onyszkanycz, wywiad z 25. 11. 2005.
89. M. Wiśniewska, wywiad z 25. 11. 2005.
90. P. Onyszkanycz, wywiad z 27. 07. 2005.
91. A. Szary, wywiad z 30. 07. 2005.
92. W. Onyszkanycz, wywiad z 05. 2005.
93. M. Wiśniewska, wywiad z 25. 11. 2005.
94. A. Szary, wywiad z 30. 07. 2005.
95. W. Onyszkanycz, wywiad z 6. 03. 2005.
96. W. Onyszkanycz, wywiad z 05. 2005.
97. A. Szary, wywiad z 30. 07. 2005.
98. Stara baza, podobnie jak nowa, krzyż za nową bazą, kaplica i cmentarz, biały krzyż na dole to jedne z nielicznych stałych punktów i możliwość do dalszych odniesień terenowych w tej dolinie.
99. A. Szary, wywiad z 30. 07. 2005.
100. P. Onyszkanycz, wywiad z 25. 11. 2005.
101. P. Onyszkanycz, wywiad z 27. 07. 2005.
102. P. Onyszkanycz, wywiad z 3. 05. 2006.
103. W. Onycszkanycz, wywiad z 05. 2005.
"Widpust w Jaworniku"
W Jaworniku koło Komańczy - na pograniczu Bieszczadów i Beskidu Niskiego - odbył się widpust. Nie mogło być to zwykłe święto. W 1947 roku ta parafialna wieś w wyniku Akcji "Wisła" przestała istnieć. Dzisiaj jest tylko malowniczą, dziką doliną pełną starych studni, pozostałości po zabudowaniach i innych tajemnic, które od czasu do czasu zagadkowo wynurzają się z morza zarośli.
Przed wojną odpust w Jaworniku odchodzono na świętego Dymitra - 8 listopada. Tamte czasy minęły, ale 15 października 2006 roku na jeden dzień wieś ożyła, wypełniając się, jak dawniej, łemkowskim śpiewem, muzyką, biegającymi dziećmi oraz szczególnymi gośćmi - dawnymi mieszkańcami Jawornika i okolicznych wsi.
Pomiędzy nieistniejącą cerkwią, na której fundamentach stoi dziś skromna kaplica, a cmentarzem oraz na terenie studenckiej bazy namiotowej zgromadziło się około 250 osób. Włączali się oni do wspólnej modlitwy w kaplicy, a także do śpiewania dawnych piosenek z Jawornika. Pomagali dzieciom rozwiązywać zagadki dotyczące dawnego życia wsi. Tradycyjnie zgromadzili się przy ognisku z pieczoną kiełbasą. Dużą atrakcją były kramy z ludowym rękodziełem, w tym prace plastyczne dzieci ze szkoły w Lutowiskach, gry i zabawy integracyjne oraz konkursy z wiedzy o kulturze, tradycji, historii regionu oraz o tematyce przyrodniczej. Dopisali także artyści z sąsiedniej gminy Dukla. Podziwiano prezentacje artystyczne uczniów, będące efektem prowadzonych wcześniej warsztatów. Wśród muzyki i tańca można było skosztować tradycyjnych potraw, przygotowywanych specjalnie na tę okazję przez Annę Być oraz Bogdannę Perun z Komańczy. Odbyła się aukcja pisanych przez uczniów ikon, sprzedaż prac plastycznych wykonanych przez uczniów z Zespołu Szkół w Rzepedzi, oraz loteria fantowa przygotowana przez dzieci z Zespołu Szkół w Komańczy, z których dochód (761 zł) przeznaczono na odbudowę spalonej cerkwi w Komańczy.
Zakończenie widpustu odbyło się w bazie namiotowej Orkiestry św. Mikołaja w Jaworniku. Spotkały się tam wycieczki zwiedzające ruiny Jawornika i poznające zalety mineralnych, jawornickich wód. Podzielono się chlebem upieczonym na kapuścianych liściach w wybudowanym piecu chlebowym.
Projekt "Widpust w Jaworniku - święto wsi" odbył się dzięki współpracy Stowarzyszenia Wspierania Inicjatyw Lokalnych Komańczy "WILK" ze Stowarzyszeniem Animatorów Ruchu Folkowego w Lublinie (Orkiestra św. Mikołaja z Lublina) oraz pozostałymi Partnerami i Sponsorami. Ponadto w realizację projektu udało zaangażować się wiele osób indywidualnych w ramach wolontariatu.
Pomysłodawcy skierowali swoje działania głównie do młodzieży ze szkół w Rzepedzi, Szczawnem i Komańczy. Wcześniej w ramach projektu uczniowie pod kierunkiem nauczycieli - Aleksandry Hawrylec z Mokrego (szkoła w Szczawnem), Jolanty Wiewiórskiej z Rzepedzi (szkoła w Rzedpedzi) oraz Jolanty Kudlik z N.Łupkowa (szkoła w Komańczy) - przeprowadzali wywiady wśród lokalnej ludności łemkowskiej na temat miejscowej tradycji ze szczególnym uwzględnieniem relacji o widpuście. W pierwszej połowie października odbyły się także warsztaty muzyczne prowadzone przez lidera Orkiestry św. Mikołaja - Bogdana Brachę oraz warsztaty tańca łemkowskiego zaaranżowane przez Jarosława Maszluch z Mokrego. Ponadto bardzo ciekawe efekty przyniosły zajęcia z ikonopisania, które poprowadziła Halina Krogulecka z Rzepedzi. Koordynatorem projektu ze strony Stowarzyszenia "WILK" jest Anna Miszczyszyn ze Szczawnego.
Całość zaplanowanych działań została sfinansowana ze środków Programu "Działaj Lokalnie V" Polsko - Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce oraz z Funduszu Grupy Partnerskiej "Zielone Bieszczady" przy Fundacji Bieszczadzkiej Partnerstwo Dla Środowiska utworzonego ze środków: (1) Gmin: Baligród, Czarna, Cisna, Lesko, Lutowiska, Olszanica, Ustrzyki Dolne; (2) Funduszu Partnerstwa w ramach programu "Grupy Partnerskie jako mechanizm finansowania inicjatyw obywatelskich na rzecz zrównoważonego rozwoju" finansowanego ze środków Fundacji im. Stefana Batorego i trust for Civil Society In Central and Estern Europe oraz (3) prywatnych sponsorów i dotacji.
Partnerzy: Gmina Komańcza, Zespół Szkół w Rzepedzi, Zespół Szkół w Komańczy, Szkoła Podstawowa w Szczawnem, Stowarzyszeniem Animatorów Ruchu Folkowego w Lublinie
Sponsorzy: Gmina Komańcza, Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska w Komańczy, Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, Starostwo Powiatowe w Sanoku, Orkiestra św. Mikołaja z Lublina, Restauracja - Hotel Pod Kominkiem
Realizatorzy projektu serdecznie dziękują wszystkim instytucjom, organizacjom i wolontariuszom za udział, wsparcie i zaangażowanie w nasze działania.
Anna Miszczyszyn
Liczba zdjęć: 51  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|  | Jawornik |
|
|
Aktualizacja: 2014-02-20
beskid-niski.pl na Facebooku
|
|
 |
6857
Rafau Macko (rafal.macko@gmail.com) - 2018-03-29 15:20:09 | Witam,
widzę że dawno nikt o Jaworniku nic nie dopisał.
mam pytanie odnośnie informacji z mapki :
do Ambruchani (Abrahama) co to znaczy ?
Przypisane to zostało do DANKO MACKO, jestem prawie pewny że to mo Pradziadek Daniel. | | Patrycja Fahl (Patia1197@wp.pl) - 2017-10-04 16:35:51 | Czekam już od 3 lat na publikacje kolejnych części, a ich wciąż brak... znalazlam tu wzmiankę o moich przodkach, dlatego jest to dla mnie ważne i co jakiś czas sprawdzam czy przypadkiem nie ma nowej publikacji. Kiedy się doczekam?
Jeżeli ktoś miał również przodków w Jaworniku - proszę o kontakt:) | |
|