|
|
 |
|
"Gazeta Gorlicka" - piątek 30 listopada 2007 ("Gazeta Gorlicka" jest regionalnym dodatkiem "Gazety Krakowskiej")
"Chcą oddać fach
w dobre ręce!"
Jak to drzewiej bywało
Co to jest dziegieć? Na
czym polegała praca
maziarza? Jak skonstruować prawdziwy wiatrak? Na te pytania trudno
szukać odpowiedzi w XXI wieku, niedługo pojęcia - dziegieć i maziarz staną się archaizmami. Kowal, łyżkarz, kamieniarz - jeszcze się potocznie wymienia jako nazwy zawodów, ale tak naprawdę to i
one zanikają. A to przecież korzenie naszej ziemi. Jak
uchronić rzemieślniczą wiedzę naszych ojców i dziadów?
Na kapitalny pomysł wpadł
Tomasz Zając ze Stowarzyszenia Pogranicza w Ropie. Przeprowadził wielogodzinne rozmowy z rzemieślnikami i napisał książkę o ginących zawodach "Rzemieślnicy Beskidu
Niskiego".
Utrwalone słowem
Książka ilustrowana jest zdjęciami, w tym również archiwalnymi. Jej wydawca - Stowarzyszenie Pogranicza w Ropie - otrzymało na ten cel 7
tys. złotych z Urzędu Marszałkowskiego. Publikację dofinansowały gminy: Gorlice,
Ropa, Sękowa i Uście Gorlickie. Projekt, przygotowany
przez Stowarzyszenie, zyskał
uznanie w konkursie "Mecenat". Publikacja ukaże się niebawem w nakładzie tysiąca
egzemplarzy.
Ma na celu promocję kultury ludowej Beskidu Niskiego. Przybliża i przekazuje informacje o ludowych rzemieślnikach zachodniej Łemkowszczyzny oraz części Pogórza. Przedstawia Jana
Chwalika - kamieniarza
z Bartnego, Stefana Romanyka - łyżkarza z Nowicy, Bazylego Łabowskiego, Roman
Penkalę, Romana Feciucha -
dziegciarzy z Bielanki, Piotra
Szlantę, Włodzimierza Rubicza maziarzy z Łosia, Władysława Szymczyka, Franciszka
Rówińskiego - kowali z Ropy,
Alfonsa Kulkę - konstruktora
wiatraków. Nie wyczerpuje
pełnej listy osób wykonujących ginące zawody, niemniej
stanowi przyczynek do refleksji nad potrzebą chronienia
ludowego rzemiosła przed zapomnieniem oraz wykorzystania tego dziedzictwa
w tworzeniu lokalnego produktu turystycznego.
Nie mają następców
- Ludzie, z którymi udało mi
się porozmawiać, to osoby
w średnim i starszym wieku,
które przekazały mi bezcenną
wiedzę o tym, jak kiedyś robiło się łyżki na ręcznej tokarce,
jak budowało się młyny
wietrzne, jak kursowały wozy
maziarskie i jak wypalało się
dziegieć. Większość zaprezentowanych osób nie ma następców w swym fachu, równocześnie osoby te są w starszym
wieku, jest to więc "ostatni
moment", aby udokumentować ich pracę i tajniki rzemiosł. Prezentujemy współczesne fotografie rzemieślników oraz zapisy przeprowadzonych z nimi w sierpniu
i wrześniu 2007 roku wywiadów. W publikowanych tekstach staraliśmy się zachować,
w miarę możliwości, oryginalne wypowiedzi osób - mówi
Tomasz Zając.
Samorządowcy pomóżcie!
Rzemieślnicy Beskidu Niskiego są mało znani, ich promocja za pomocą niniejszej publikacji ma na celu zainteresowanie ginącymi rzemiosłami lokalnych działaczy kultury, nauczycieli oraz przedstawicieli samorządów, którzy
mogą m.in. przez realizację
warsztatów edukacji regionalnej uchronić rzemiosła
przed całkowitym zapomnieniem.
W każdej z miejscowości,
w których mieszkają rzemieślnicy, prowadzona jest działalność agroturystyczna. Osoby
prowadzące bazę turystyczną
nie wykorzystują jeszcze lokalnego rzemiosła jako atrakcji
turystycznej. Może realizacja
tego projektu zainicjuje takie
zmiany.
Maziarze i dziegciarze - to
nie zanikające, ale ginące już
zawody. Rzemieślnicy martwią się więc, komu przekażą
wiedzę, którą zdobywali od
swoich ojców i dziadków.
Ostatni maziarz zaprzestał
wykonywania zawodu
w 1970 roku
Na Łemkowszczyźnie XIX i XX
wieku maziarstwo nierozerwalnie związane było z Łosiem. Początkowo łosianie zajmowali się
sprzedażą produkowanej przez
siebie mazi, której używano do
smarowania drewnianych osi
wozów. Jeszcze w okresie wojennym w Łosiu i okolicy prowadzono wytop w tzw. maziarkach. Były to zakopane w ziemi,
żelazne beczki o pojemności
100-200 litrów, w których destylacji podlegały smolne drzazgi
zalane wodą. Z beczki wyprowadzona była rurka, która biegnąc
poprzez nurt potoku schładzała maź, która zbierała się
w osobnym naczyniu.
Pod koniec XIX wieku maziarze zajęli się obwoźną sprzedażą
smarów i innych produktów
naftowych. Młodzi mieszkańcy,
niekiedy kilkunastoletni chłopcy, przygotowywali się do zawodu maziarza jeżdżąc w charakterze pomocników, odbywając
praktykę pod kierunkiem doświadczonych handlarzy - najczęściej ojców lub braci, rzadziej
obcych. Po dwóch lub trzech latach praktyki młodzi próbowali
samodzielnego handlu. W rodzinach zamożniejszych niezbędny sprzęt maziarski - konie
i wóz - sprawiali młodemu maziarzowi rodzice. Biedniejsi kupowali sprzęt do spółki i handlowali razem, dzieląc się uzyskanymi dochodami. W okresie
międzywojennym, gdy wieś liczyła 280 gospodarstw, handlem zajmowało się aż 670 mężczyzn.
Przed pierwszą wojną światową maziarze nie tylko sprzedawali swoje wyroby w najbliższej okolicy lecz wyjeżdżali
z towarem na terytoria dzisiejszej Słowacji, Węgier, Czech,
Litwy, Łotwy, Ukrainy, Austrii,
Chorwacji.
Prawdziwych dziegciarzy
już nie ma?
Wyrób mazi i dziegciu przebiegał podobnie, jednak maź
była ostatnim produktem destylacji, by uzyskać dziegieć,
proces destylacji przerywano.
Destylacja zachodziła w tzw.
mieleszach, były to wykopane
w ziemi doły o głębokości do
jednego metra, które wewnątrz oblepiano gliną. Z samego dna, wyprowadzona była rurka, która odprowadzała
produkty destylacji na zewnątrz. Tak przygotowany
mielesz, wypełniano wyleżakowanym, oczyszczonym
z ziemi i wysuszonym drzewem, porąbanym na szczapki
zwanym karpiną. Szczapy
układano w stos, który tworzył kopiec aż do półtora metra nad powierzchnię ziemi.
Tak przygotowany kopiec
uszczelniano gliną, która miała zapobiec wydostaniu się
ognia na zewnątrz. Kopiec
podpalano wewnątrz, drzewo
tliło się kilkanaście godzin bez
dostępu powietrza.
Po kilku godzinach przez
rurkę zaczęły spływać pierwsze produkty destylacji drewna. Jako pierwsza pojawiała się
terpentyna, później dziegieć,
a na końcu najcięższa maź.
Dziegieć do dziś używany jest
jako lekarstwo na rany, otarcia
skóry, dolewa się go do herbaty
dla wzmocnienia.
EWA BUGNO
Powyższy tekst pochodzi z Gazety Krakowskiej. Redakcja portalu www.beskid-niski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści w nim zawarte.
Jeśli chcesz być informowany o wszelkich aktualnościach, nowościach, zmianach, planach i wydarzeniach, ktore związane są z Beskidem Niskim oraz działalnością portalu beskid-niski.pl a także otrzymywać raz w tygodniu zestaw linków do poświęconych Beskidowi Niskiem artykułów publikowanych w "Gazecie Krakowskiej" wyślij pusty e-mail na adres
subskrypcja@beskid-niski.pl
Aby zrezygnować z subskrypcji wystarczy wysłać e-mail z tematem "rezygnacja"
beskid-niski.pl na Facebooku
|
|
 |
840 Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
|