|
|
 |
|
"Gazeta Gorlicka" - piątek 21 marca 2008 ("Gazeta Gorlicka" jest regionalnym dodatkiem "Gazety Krakowskiej")
"Przywiązani do tradycji ojców"
Dawne zwyczaje i wierzenia na Ziemi Gorlickiej
Zwyczaje związane ze
Świętami Wielkanocnymi
kształtowały się na
ziemi gorlickiej przez
stulecia i zawierają wiele prastarych
elementów nie spotykanych
w innych regionach
Polski. Spowodowane to zostało
faktem przenikania się polskiego
i ruskiego kręgu kulturowego
reprezentowanego tu
przez Łemków.
Okres Świąt Wielkanocnych
zaczynał się od niedzieli
zwanej w Kościele rzymskokatolickim
Niedzielą Palmową
natomiast u grekokatolików
"Kwitną Nedilą".
Tego dnia, jak każe tradycja,
święci się palmy. Na ziemi
gorlickiej były one zazwyczaj
wykonane z gałązek wierzby
z baziami, związanych sznurkiem
od pasterskiego bata.
Istniało na ziemi gorlickiej
przekonanie, że po ich poświęceniu
w kościele, wsadzone
w zagony, gwarantowały dostatnie
zbiory, a postawione w oknie
obory zapewniały gospodarstwu
pomyślny chów bydła.
Wierzono też powszechnie,
że połknięcie bazi z palmy zabezpiecza
na cały rok od bólu gardła.
Ponadto wśród Łemków istniało
silne przekonanie o cudownych
właściwościach dymu
pochodzącego ze spalanych patyczków
palmy, dlatego okadzano
nim chorych oraz wykurzano
nim diabła z komina podczas
gwałtownych burz, gdyż wierzono,
że w diabła strzela piorun.
Początek Wielkiego Tygodnia
to na wsi gorlickiej okres
związany z wielkanocnym
sprzątaniem. Wierzono, że
wraz z pajęczyną i pyłem wymiata
się wszystko nagromadzone
w domu i w sercu zło.
Stanowiło to wraz ze spowiedzią
element wielkanocnej odmiany,
podczas której stary
człowiek ma umrzeć, a nowy
lepszy powinien się narodzić.
Począwszy od XIX wieku na
ziemi gorlickiej w Wielki
Czwartek zadomowił się zwyczaj
"palenia Judasza". Chłopcy
robili ze słomy i szmat kukłę
przedstawiającą Judasza, a następnie,
po dokonaniu nad nim
sądu, palili ją. W tym dniu
w Kościele rzymskokatolickim
jest sprawowana jest Msza Wieczerzy
Pańskiej natomiast
w cerkwi po zachodzie słońca
odprawiano nabożeństwo zwane
"strast". Podczas niego
ksiądz czytał 12 razy Ewangelię,
a uczestniczący w nim pastuchowie
trzymali w rękach
sznurki przeznaczone na bicze.
Po odczytaniu każdej Ewangelii
wiązali na nich jeden supełek.
Gdyby przypadkowo później,
podczas pasienia, któryś
z pastuchów zgubił swoje bydło,
wierzono, że wystarczy rozwiązać
jeden węzełek i od razu
zguba się znajdzie.
Istniało też wśród Łemków
przekonanie, że w Wielki
Czwartek otwierają się groby
i jamy wilcze, w których mieściły
się skarby. Można je było widzieć
w postaci błędnych ogników
błyskających po górach lub
przesypujących się pieniędzy.
Wielkiego Piątku bardzo się
obawiano i uważano za dzień
bardzo niebezpieczny. Powszechnie
uważano, że gdy
Chrystus leży w grobie, a dzwony,
których zadaniem jest płoszyć
złego ducha, milczą, należy
uważać na szatana, czarownice
i upiory, które tego dnia
hulają po świecie. Szczególnie
obawiano się czarownic, które
zaglądając do obór, zabierały
mleko krowom lub też rzucały
uroki. Niestety, które kobiety
były czarownicami, można było
poznać dopiero w Wielką
Niedzielę podczas procesji rezurekcyjnej,
gdyż wszystkie kobiety
bogobojne obchodziły
w czasie procesji kościół dookoła
trzy razy, zaś czarownice tylko
raz. Te wszystkie obawy słodziła
perspektywa uzdrawiającej
i upiększającej mocy wody
tego dnia. Dlatego kąpano się
wrzece przed wschodem słońca.
Szczególnie dotyczyło to
dziewcząt, którym tradycja
obiecywała, że po takiej kąpieli
będą miały cerę białą jak śmietana,
lica czerwone jak krew,
będą zdrowe jak orzech i ponętne
jak jabłko.
W Wielką Sobotę, według
wierzeń, kończyła się swawola
złych duchów i można było się
zająć przygotowaniem "święconego".
Był to cały ceremoniał.
W koszyku lub opałce
przybranej liśćmi bukszpanu
czy też wiecznie zielonymi borówkami
układano na spodzie
białe płótno, a na nie wkładano
najpierw chleb będący podstawą
życia, potem masło, ser,
kołacze, kiełbasę, a następnie
chrzan, sól, pieprz jako odpowiedniki
biblijnych gorzkich
ziół, awszystko to przybierano
cudownie pisankami - symbolami
życia. Tak przygotowane
"święcone" niesiono do kościoła,
do poświęcenia. Po powrocie
do domu obnoszono
poświęcone jadło trzy razy dookoła
chałupy i chowano w komorze,
gdzie oczekiwało na
Wielką Niedzielę.
Podobnie wyglądało to też
u Łemków z tym, że główne
miejsce w koszu zajmowała tzw.
"paska", która była rodzajem
pieczywa wielkanocnego. Po
poświęceniu szybko wracano
z nią do domu, gdyż powszechnie
wierzono, że kto pierwszy
dotrze z "paską" do domu, ten
pierwszy zakończy żniwa. Po
powrocie do domu chowano
"paskę" w komorze do Zielonych
Świąt (do Rusala) i dopiero
wówczas ją spożywano. W Wielką
Sobotę święcono również
wodę i ogień, który w tym dniu
całkowicie wygaszano w palenisku,
gdyż tradycja mówiła, że tego
dnia należy ogień rozpalić na
nowo nowym, poświęconym
płomieniem, przyniesionym
z kościoła.
Wielką Niedzielę rozpoczynano
od udziału w rezurekcji,
którą uważano za najważniejsze
nabożeństwo. Po nim następowało
uroczyste śniadanie,
podczas którego przestrzegano,
aby żadna okruszyna nie
spadła na podłogę. Pozostałe
po śniadaniu skorupki ze święconych
jajek zagrzebywano
w kretowisku, żeby kury ich
nie rozwlekły, co groziło
w przyszłości gubieniem jajek
przez te ptaki. Natomiast Łemkowie
palili skorupki święconych
jajek w piecu, wrzucali
do studni lub zakopywali
w miejscu, gdzie nikt nie chodził.
Miała z nich wyrosnąć
"maruna", zioło będące lekarstwem
na żołądek.
W nocy z Wielkiej Niedzieli
na poniedziałek wielkanocny
zaraz po północy rozpalano na
polach i wzgórzach duże ogniska.
Z każdego domu wychodzili
wówczas gospodarze,
chłopcy i dziewczęta z wodą
święconą w naczyniach, z krzyżykami
robionymi ze święconej
palmy, święcąc swoje pola.
Zatykali przyniesione krzyżyki
w zagonach, by plony ochronić
od klęski gradobicia. Krzyżyki
te przybijano również nad
drzwiami i oknami chałup
w nadziei ochrony przed klęskami
żywiołowymi. Przy rozpalonych
ogniskach jedzono,
pito i skakano. Nad ranem,
podczas powrotu do domu,
chłopcy płatali po wsi różne
złośliwe psoty. A to rozebrali
wóz w wozowni i części wynieśli
na dach, a to zamalowali szyby
błotem, żeby nie można było
zobaczyć, kiedy dnieje, to
znów kurnik wraz z kurami
umieścili na drzewie. Od rana
w poniedziałek chłopcy
i dziewczęta oblewali się wzajemnie
wodą, dzięki czemu
dzień ten nosił miano "oblewanego".
Dzień ten był miernikiem
powodzenia dziewcząt.
Im dziewczyna była bardziej
oblana, tym miała większe powodzenie
u chłopaków.
Mimo że życie z roku na rok
ulega zmianie, to jednak wiele
z przedstawionych obrzędów
przetrwało do naszych czasów
i mimo że zatraciły one swój
dawny, poważny, obrzędowy
charakter, dobrze świadczy
o przywiązaniu mieszkańców
ziemi gorlickiej do tradycji ojców.
ANDRZEJ ĆMIECH
Powyższy tekst pochodzi z Gazety Krakowskiej. Redakcja portalu www.beskid-niski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści w nim zawarte.
Jeśli chcesz być informowany o wszelkich aktualnościach, nowościach, zmianach, planach i wydarzeniach, ktore związane są z Beskidem Niskim oraz działalnością portalu beskid-niski.pl a także otrzymywać raz w tygodniu zestaw linków do poświęconych Beskidowi Niskiem artykułów publikowanych w "Gazecie Krakowskiej" wyślij pusty e-mail na adres
subskrypcja@beskid-niski.pl
Aby zrezygnować z subskrypcji wystarczy wysłać e-mail z tematem "rezygnacja"
beskid-niski.pl na Facebooku
|
|
 |
898 Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
|