|
|
 |
|
"Gazeta Gorlicka" - wtorek 22 kwietnia 2008 ("Gazeta Gorlicka" jest regionalnym dodatkiem "Gazety Krakowskiej")
"Historia przyprawia o ból głowy"
Zabytkowe kłopoty
Szklarczykówka. Ten
dom znają wszyscy gorliczanie.
Umiejscowiony
w centrum miasta, stanowi
ważny element historii
regionu. Mimo że brakuje mu
oryginalnej bryły, nie jest też
architektoniczną perełką i z
tych powodów nie ma szczególnej
wartości materialnej, to
został wpisany do rejestru zabytków.
Powód umieszczenia
obiektu w takim rejestrze był
zupełnie inny. Dla gorliczan (i
nie tylko dla nich) ma on wartość
mentalną. Tutaj bowiem
w latach wojennych urzędowało
gestapo, torturowano
więźniów, wielu z nich stracono.
Na ścianach piwnic widnieją
wyryte przez nich napisy.
Można je bez trudu odczytać.
Budynek, choć pochodzi z
przełomu lat 1932/33 i z zewnątrz
wygląda na nienaruszony
przez czas, to wspomniane
piwnice wymagają natychmiastowej
interwencji.
Niestety, jak w przypadku
wszystkich zabytkowych
obiektów każda z planowanych
prac musi uzyskać pozwolenie
konserwatora zabytków.
Konieczne jest sporządzenie
opinii, napisanie odpowiednich
wniosków. Prace
może wykonywać tylko
uprawniona do tego osoba
lub firma. Wszystko to wiąże
się z ogromnymi nakładami
finansowymi, które zobowiązany
jest pokryć właściciel.
- Dom remontuję od 1998
roku. O ile metodą małych
kroczków udało mi się odnowić
i zmodernizować większość
budynku, to sen z powiek
spędzają mi te piwnice.
Poziom gruntu jest dużo wyżej
i w zasadzie cały czas się podnosi
ze względu na remonty
drogi. Woda ma więc ułatwione
zadanie i bez trudu dostaje
się do środka. Pojawiła się wilgoć
- mówi Maria Szydłowska,
właścicielka kamienicy.
Wojewódzki konserwator
zabytków, do którego zwróciła
się z prośbą o pomoc w pracach
konserwacyjnych, odpowiedział,
że nie ma środków finansowych
na ich wsparcie.
Do pisma załączone zostało pouczenie,
jakie obowiązki spoczywają
na niej jako właścicielce
zabytkowego obiektu.
- W zasadzie sprowadza
się ono do wyliczenia konsekwencji,
jakie mogę ponieść,
jeśli zrobię coś na własną rękę.
Nie ma natomiast słowa o
prawach, jakie mi przysługują
- mówi dalej.
Chcąc być w zgodzie z paragrafami,
Maria Szydłowska
poprosiła firmę, która zajmuje
się osuszaniem budynków, o
sporządzenie kosztorysu ewentualnych
prac. Opinia, jaka powstała
po oględzinach piwnic,
była jednoznaczna - budynek
jest w dużym stopniu zawilgocony,
piwniczne tynki skruszały,
przebarwiły się, pojawiło się
w nich wiele ubytków. Koszt
działań związanych z osuszaniem
oszacowano na 16 tys.
złotych netto, czas trwania prac
zaś na trzy lata.
- Kopię dokumentu z
prośbą o zatwierdzenie planu
robót zawiozłam do konserwatora
zabytków w Nowym
Sączu w kwietniu ubiegłego
roku. Odpowiedzi brak do
dzisiaj - dodaje. - Jestem osobą
cierpliwą, więc poczekam
jeszcze. Jeśli odpowiedź nie nadejdzie,
odwołam się do
zwierzchnika w Krakowie -
uzupełnia.
Kamienicy przydałaby się
także renowacja elewacji, a w
przyszłości wymiana okien.
- Nie chcę o tym myśleć.
Nawet malowanie stolarki
okiennej powinnam zgłosić do
konserwatora. Informacja byłaby
lakoniczna - malowanie
białej stolarki na biały kolor.
Może wydaje się to absurdalne,
ale taki jest wymóg - wyjaśnia
Maria Szydłowska. - Proszę
mi wierzyć, ja naprawdę
jestem dumna z tego, że tutaj
mieszkam. Staram się dbać o
estetykę domu, gromadzę
wszystkie pamiątki, jakie pozostały
choćby po Wilhelmie Machu,
przymierzam się do napisania
monografii kamienicy,
ale niektóre przepisy, jakie obowiązują
w naszym kraju, sprawiają,
że z bezsilności opadają
mi ręce - dodaje po chwili.
Prywatni właściciele zabytków
muszą się borykać z jeszcze
jednym problemem - nie
mogą oni ubiegać się o unijne
pieniądze na konserwację czy
remonty, bo prawo nie przewiduje
takich możliwości. Mogą
oczywiście starać się o dotacje z
Urzędu Marszałkowskiego, ale
ten też niechętnie patrzy na
prywaciarzy. Zresztą środki,
którymi dysponuje, nie są duże.
W tegorocznym naborze na
134 projekty wydano 5,9 mln
złotych. Kwoty dotacji wynosiły
od 2 do 150 tys. złotych. W
sumie o dotacje walczyły 253
wnioski, z czego 29 pochodziło
z powiatu gorlickiego. Pieniądze
przyznano 19 z nich.
Baszcie na ratunek
O marszałkowskie pieniądze
na Dom z Basztą starała się
gmina Biecz. Była siedziba
pierwszej na Podkarpaciu apteki,
założonej w 1557 roku
przez Marcina Bariana Rokickiego,
wymaga przede wszystkim
wymiany zniszczonych
tynków. W najgorszym stanie
jest zachodnia część budynku.
Konieczne jest tam między innymi
czyszczenie przypór, odgrzybienie
muru, konserwacja
attyki i tak zwanego sgraffito
dekoracji malarskiej.
Opracowano konieczną dokumentację,
podliczono koszty
planowanych prac. Okazało
się, że na remont potrzeba
około 550 tys. złotych.
- Taką kwotę trudno wyasygnować
z budżetu gminy.
Złożyliśmy więc wniosek do
Urzędu Marszałkowskiego.
Jednak nie udało nam się uzyskać
dofinansowania - mówi
Grzegorz Korzeniec, kierownik
Referatu Rozwoju Gospodarczego,
Budownictwa i Ochrony
Środowiska Urzędu Miasta i
Gminy Biecz. - Nie wiemy, z
jakich przyczyn odrzucono
nasz projekt. Mimo to będziemy
się starali startować w innych
konkursach. Już teraz
przygotowujemy dokumentację
do kolejnego naboru - dodaje.
- Chcielibyśmy wyremontować
wszystkie obiekty
zabytkowe w gminie. Niestety,
potrzeba na to kilka milionów
- tłumaczy.
Zmartwienia proboszczów
Zdecydowana większość zabytków
w naszym powiecie to
obiekty sakralne. Duże kościoły
i maleńkie kaplice wymagają
szczególnej troski. Każdy
ruch pędzla na sakralnych
malowidłach wymaga zgody
konserwatora, znalezienia firmy,
która dokona renowacji
itd. Lekturą do poduszki dla
wielu proboszczów stały się
przepisy dotyczące zasad
udzielania finansowych dotacji.
Później trzeba poszukać firmy,
która napisze wniosek,
zgromadzić stosy dokumentów
i czekać.
- Cieszę się z każdej złotówki,
którą uda mi się pozyskać.
Przed kilkoma dniami
parafia otrzymała 30 tys. złotych.
Zgodnie z planami pieniądze
zostaną wykorzystane
na renowację bocznego ołtarza
Pana Jezusa Miłosiernego
w murowanym kościele - cieszy
się ks. Janusz Kurasz, proboszcz
parafii w Sękowej.
Wniosek, jaki złożył do
Urzędu Marszałkowskiego,
opiewał na ponad 44 tysiące
złotych.
- To, co otrzymaliśmy, nie
wystarczy na cały remont. Konieczne
jest bowiem czyszczenie
ołtarza, uzupełnienie ubytków
jakie się pojawiły, wzmocnienie
całej struktury, wykonanie
politury oraz podkładu pod
złocenia - wymienia ks. Kurasz.
- Brakującą kwotę parafia
będzie musiała znaleźć we
własnym zakresie - dodaje.
Prace przy bocznym ołtarzu
to dopiero początek.
Przed proboszczem stają
znacznie większe wyzwania.
- Wymiany wymaga około
30 proc. więźby dachowej,
zniszczona jest także miedziana
blacha, którą pokryty jest dach
kościoła. W fatalnym stanie jest
też struktura północnej ściany
budynku. Ostrożnie licząc, na
dalsze prace remontowe potrzeba
jeszcze około 1,5 mln złotych.
Nie możemy dopuścić do
zniszczenia kościoła, będziemy
startować o kolejne pieniądze
w przyszłym roku - podkreśla
ks. Kurasz.
Proboszcza sękowskiej parafii
martwi jeszcze jedna
sprawa. Chodzi mianowicie o
to, że nie może ubiegać się o
środki unijne, bo nie posiada
wkładu własnego.
- Poza tym kościoły neogotyckie
traktowane są jako młode.
Z tego powodu zawsze będziemy
w tyle. Jakiekolwiek
działania podejmowane przy
świątyni, finansowane są
przede wszystkim ze składek
wiernych - tłumaczy.
Pracy wymaga nie tylko kościół,
ale także Mauzoleum
Długoszów na parafialnym
cmentarzu. Proboszcz szacuje,
że na odnowę obiektu potrzeba
około 200 tys. złotych. W
tym roku, w ramach posiadanych
środków zabezpieczone
zostaną pękające mury mauzoleum,
wymalujemy także wnętrze,
wstawione zostaną też
szyby w kryptach.
Bez wpisu ani rusz
Z podobnymi kłopotami zmagają
się proboszczowie parafii
prawosławnych.
- W naszym przypadku
dodatkowym problemem jest
nieuregulowany stan prawny.
Chodzi o to, że do rejestru
zabytków zostały wpisane same
budowle, bez wyposażenia.
Wszystko, co znajduje się
we wnętrzach cerkwi, w takim
rejestrze się nie znalazło.
Owszem, możemy się starać o
dotacje i granty finansowe,
ale tylko na cele związane z
pracami przy samej budowli, a
nie przy tym, co znajduje się
w jej wnętrzu - wyjaśnia ks.
Arkadiusz Barańczuk, proboszcz
parafii w Zdyni.
Ks. Arkadiusz wie, o czym
mówi. Jego wniosek o dofinansowanie
konserwacji polichromii
architektonicznoornamentalnej
ścian, sklepienia
i chóru w tamtejszej cerkwi
został odrzucony.
Odmowa przyznania pieniędzy
zmartwiła go, ale z
drugiej strony może pochwalić
się tym, co już udało mu się
zrobić.
- W parafii, gdzie jest tylko
30 rodzin, udało się pozyskać
pieniądze na zmianę pokrycia
dachowego na cerkwi,
dokonano także renowacji ikonostasu
oraz pięciu dużych
ikon. Te dwie ostatnie pozycje
pochłonęły ponad 260 tys. złotych
- wylicza.
Z remontem zabytkowej
cerkwi w Bartnem zmaga się
ks. Mirosław Cidyło, proboszcz
tamtejszej parafii.
- Budowę cerkwi rozpoczęto
w 1928 roku na wzór zabytkowej
cerkwi w Krzywej. Jest
jej wierną kopią, nieco tylko
mniejszą. Obiekt miał burzliwą
historię powojenną. Wybudowana
na podmokłym terenie
i osadzona na kamiennych
blokach, z czasem zaczęła
zapadać. Wystarczy spojrzeć
na ściany, które się wykrzywiły
się. Różnica w poziomie posadzki
wynosi nawet 20 cm -
relacjonuje ks. Mirosław. - Dotychczas
przeprowadzone prace
pochłonęły około 120 tys.
złotych. Aby je ukończyć, potrzeba
dwa razy tyle - dodaje.
Ks. Mirosław podkreśla, że
było to możliwe dzięki zaangażowaniu
w prace społeczności
parafialnej, Urzędu Marszałkowskiego
i Urzędu Gminy.
Obywdaj duchowni są zgodni
co do jednego - korzystna
byłaby zmiana przepisów dotyczących
remontu zabytków.
- Wiele prostych prac moglibyśmy
wykonać systemem
gospodarczym. Wynajmowanie
za każdym razem firmy
podnosi tylko koszty - argumentują.
Na takie rewolucje w prawie
raczej nie ma co liczyć.
Być może sytuacja zmieni się
w innej kwestii. Starostwo Powiatowe
w Gorlicach, jako reprezentant
skarbu państwa,
wystąpiło do wojewódzkiego
konserwatora zabytków o
wpisanie do rejestru zabytków
cerkwi w pięciu miejscowościach
- Hańczowej, Blechnarce,
Zdyni, Koniecznej i
Wysowej-Zdroju. Zanim jednak
to nastąpi, konieczne jest
skompletowanie potężnej dokumentacji.
- Każdy obiekt musi być dokładnie
opisany. Podobnie jest z
wyposażeniem - każdy przedmiot
zmierzony, trzeba dokonać
próby jego datowania, co niejednokrotnie
wiąże się z wertowaniem
literatury dotyczącej
szeroko pojętej sztuki - wyjaśnia
Barbara Skuza, kierownik
nowosądeckiej delegatury Wojewódzkiego
Urzędu Ochrony Zabytków
w Krakowie. - Taka
praca może potrwać nawet kilka
miesięcy - dodaje.
Po pomoc do powiatu
Podczas ostatniej sesji Rada Powiatu
podjęła uchwałę w sprawie
udzielania dotacji na prace
konserwatorskie, restauratorskie
lub roboty budowlane
przy obiekcie wpisanym do
rejestru zabytków.
- W tegorocznym budżecie
na ten cel przeznaczono
100 tys. złotych, wnioski można
składać do 15 maja - zachęca
Tadeusz Mikrut, naczelnik
Wydziału Edukacji, Kultury,
Turystyki i Sportu Starostwa
Powiatowego.
Potencjalni zainteresowani
mogą uzyskać do 30 proc. nakładów
koniecznych na wykonanie
prac przy danym zabytku.
W wyjątkowych sytuacjach,
kiedy obiekt lub przedmiot
przedstawia szczególną
wartość historyczną, artystyczną
czy naukową, kwota dotacji
może wynieść do 50 proc.
wartości kosztorysu.
HALINA GAJDA
Powyższy tekst pochodzi z Gazety Krakowskiej. Redakcja portalu www.beskid-niski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści w nim zawarte.
Jeśli chcesz być informowany o wszelkich aktualnościach, nowościach, zmianach, planach i wydarzeniach, ktore związane są z Beskidem Niskim oraz działalnością portalu beskid-niski.pl a także otrzymywać raz w tygodniu zestaw linków do poświęconych Beskidowi Niskiem artykułów publikowanych w "Gazecie Krakowskiej" wyślij pusty e-mail na adres
subskrypcja@beskid-niski.pl
Aby zrezygnować z subskrypcji wystarczy wysłać e-mail z tematem "rezygnacja"
beskid-niski.pl na Facebooku
|
|
 |
1185 Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
|